Kochani Fani :))

OGŁOSZENIA :D

Prosze czytac,klikac, i komentowac :)) :DDD PS: jesli chodzi o spamy to mi nie przeszkadzaja ... ;))) A jesli beda to blogi ciekawe i godne uwagi to dodam je do moich zajefajnych blogaskòw ;DDD

NIE LUBICIE - NIE KOMENTUJCIE - proste u.u

mòwie juz ze mieszkam we Wloszech i nie jestem niewiadomo jak poprawna z polskiego wiec za bledy przepraszam.

Pytania zadajcie w komentarzach a ja będe wam próbowała wytłumaczyć w postach w których skomentowaliście:)

Kiedy pojawiają się nowi aktorzy, dodaje ich i w rozdziale i na stronie czyli w "bohaterowie" (znajdziecie na stronach) :D

DOBREJ ZABAWYY!!

sobota, 31 grudnia 2011

ROZDZIAł VI „KIEDYś BęDZIESZ MòJ”


Kochani! Zanim przejdziemy do rozdziału, chciałabym wam życzyć wymarzonego i udanego sylwestra!! Oraz totalnego spełnienia marzeń w nowym roku J Ja będe go spędzać z moim szalonym wujkiem :D będą tańce hulańce, żarcie i oczywiście piccolo! xD no nie jestem pełnoletnia więc wole zaczekać do 18- stki :D
niestety nie narysowałam nic ale obiecuje że niedługo będe publikować moje rysunki ... ale od następnego roku :P dooobra wszystkiego naj itp. Itd xD zapraszam na rozdział! :D

Szłam pewnym krokiem do przodu. Moje oczy zasłaniały przyciemniane okulary. W ręku trzymałam moją walizke, ponieważ byłam konsultantką z firmy „Shine”. Byłam już pod bramą, kiedy zadzwoniłam „domofonem”.
-taaak?- odpowiedział mi głos.
-tutaj Katie- powiedziałam, uśmiechając się.
- o o ... Noah! Wypuszczaj psy!- krzyknął.
-nie przesadzaj  Cody! Mam coś do sprzedania-
-oo, nie sprzedajesz już samej siebie?- zapytał mnie, cwaniak.
-oouch! Przestań! To było dawno ... i nieprawda ... a poza tym mam fajne kosmetyki, nawet dla mężczyzn-
-słyszysz Noah?! Będziesz pachniał lawendą!-
-oo! Zapytaj się jej czy ma taki szampon- powiedział Tyler.
- Tyler ... zawiodłem się na tobie ... – odpowiedział, drętwo, Cody.
-chłopaki, to wpuścicie mnie czy nie?-
-... wchodz- powiedział Cody i otworzył łaskawie brame. Weszłam, przeszłam przez długi ogròd i doszłam do drzwi. Zapukałam. Otworzył mi Cody.
-nie wiem czy jesteś tu mile widziana- odparł.
-wiem wiem. Machnełam ręką – ale biznes to biznes- uśmiechnełam się i weszłam do środka. Od razu przywitał mnie, po prostu buchający ze szczęścia, wyraz twarzy Natrencia.
-no tak ... i znowu ta przybłęda- powiedział Trent, gapiąc się na mnie.
-jakie słodkie powitanie- powiedziałam, ironicznie, i zrobiłam pare krokòw. Nagle, kiedy tak stałam sobie na podłodze, jakimś cudem ona uniosła się i przewróciła mnie.
-co jest?!- popatrzyłam się na to, będąc już na ziemi.
-to? Hehe ... to nasze szczury podpokładowe- zaśmiał się Trent.
-no hej ziooomalkoo!- odezwał się jeden z nich, trzymając klape podłogi uniesioną do gòry. Było widać tylko ich głowy, ponieważ nie wyszli z ich nory.
-przepraszam za mojego ziomala- uśmiechnął się drugi, całkiem przystojny, facio. Zaraz ... kogoś mi przypominają ...
-widze że się za bardzo nie pamiętacie: ten z ciemniejszymi włosami to Ezekiel,
 ten drugi to Michael- odparł Cody.
-że co?- popatrzyłam się, z niedowierzaniem, na Michaela – to ciacho to nasz stary Mike?-
-może przerzuciłabyś się na niego, zamiast dręczyć mnie, co?- odparł, przychodząc, ciemnoskòry.
-ta ... mieszkają tu z nami bo nie mieli się gdzie podziać ... a nasz kochany blądas i nasz kochany brunet mają takie serduszko, że musieli ich przygarnąć jak małe pieski z ulewnego deszczu ...- odparł poddenerwowany Trent.
-ty się tak nie parz bo ci dym uszami wyjdzie- powiedział, zadziornie, Zeke. Trent odmienił mu wkurzonym wzrokiem.
-mòj ziom chciał powiedzieć ,że nawet jak nas przygarneliście to i tak mieszkamy w piwnicy- powiedział, uspokajając atmosfere, Mike.
- a co, chcieliście mieć własny pokoik, nieroby? Może jeszcze pòł chaty! cieszcie się że w ogòle tu mieszkacie – zerwał się Trent.
-spokòj, spokòj- wpadł, między nimi, Cody – napewno wezmą się do pracy-
-tak, a od września sru do szkoły!- odpowiedział im, pokazując palcem, Tyler.
-gościu, czy ty w ogòle skończyłeś jakąś szkołe?- zapytał się, ciekawy, Zeke.
-no taak- zaczął się wahać, sportowiec
-ale opròcz żłobka- powiedział, poważnym tonem, Mike.
- no pewnie! ... jakąś tam skończyłem ... na pewno była podstawòwka ... i gimnazjum ... i liceum ...- ostatnie slowo powiedział cichutko.
-liceum to nie wiem ,bo cały czas byliśmy w trasie ...- odpowiedział Cody- z tego co ja wiem to Noah chodzi na zaoczny uniwerek, Trent na zaoczną szkołe muzyczną, ja na zaoczny kurs językowy ... a ciebie to jakoś nie widziałem ...- zastanawiał się Cody.
-ta, ale ja go widziałem- uśmiechnięty Zeke, pokazuje swòj telefon, gdzie ma coś nagrane- to wczorajsze, poranne ćwiczenia Tylera. My z Mikem, wtedy, wyszliśmy na pole by wciągnąć świeżego powietrza a tu bum! Aż leżeliśmy ze śmiechu i musieliśmy zażyć tabletki, bo tak nas brzuch bolał- pokazuje im filmik ...
Na nim ukazuje się Tyler, ktòry biega na około paprotki i krzyczy:
-kto jest najlepszy? Ja! Kto jest najsilniejszy? Ja!  Kto szybko biega?- przystaje, zasapany- oj chyba nie ja ...- podnosi się – co ja mòwie! Jestem megaaaa!- przewraca się na rozwiązanych sznuròwkach – szlag by trafił te sznuròwki!- podnosi się, ściąga buty i krzyczy na nie – dlaczego się rozwiązałyście!?- upada na kolana i lamentuje do sznuròwek – dlaczegoooo! Dlaczego rozwiązałyście się! Chcecie mnie zaaabić!- zasłania sobie twarz. Nagle podnosi się, wyrzuca daleko od siebie buty i biegnie w samych, białych, skarpetkach.
-a mam was gdzieś! Ał! Biegne bez was! Ał ròże! Ał krzaki! Ał kamienie! I ał ... mother of god ... – patrzy się na swoje stopy – skąd tu się wzieła psia kupa?!- nagle przypomina sobie że, koło domu, są dwa dobermany ktòre pilnują – a stąd!- krzyczy wkurzony Tyler.   
-Mike! Idz wypuść psy- powiedział Zeke do Mike.
-ale one nie są zamknięte- patrzy się na niego Mike.- nie bòj się, one nas lubią. Gorzej z nim- uśmiecha się i gwiżdze. Nagle zjawiają się psy- no ,psiarnia, na Taya!-
W tym momęcie psy poleciały do Taya, on je zobaczył, zaczął piszczeć jak baba i uciekać, w tych skarpetka, oczywiście xD
- biegnij Tay, biegnij ile sił! Pomyśl, że to Linds biegnie by wyciągnąć cię na zakupy! I chce wydać twoje wszystkie karty!- krzyczał Tay, ktòry uciekał przed siebie.
W domu rozległ się śmiech.  Nie mogłam wytrzymać ze śmiechu a Tay ... z obciachu. Wkurzony, wziął klape, zamkął ją, przesunął na nią sofe i usiadł na niej, naburmuszony.
-łoo widze że ktoś tu się wściekł ...- powiedział, kiwając głową, Cody.
-nie dziwie mu się- odparłam – też bym się wściekła jakby mi ktoś tak zarobił-
-a poza tym co ty tu robisz, he?- zapytał się mnie ciemnoskòry
-eh Noah, Noah- podeszłam do niego z walizką i otworzyłam ją -  chcesz coś kupić?-
-ja chce!- było słychać Zeka z piwnicy.
-nie masz kasy, turoniu!- odpowiedział Tay.
-to se wydrukuje! U! Dobry pomysł ...- odpowiedział Zeke.
- nie zmieniaj tematu! Ja kazałem im ciebie nie wpuszczać, ale tak jakby rzucić groch o ściane, po prostu- popatrzył się na reszte grupy.
-możemy pogadać?-zapytałam się go, ciągnąc go do innego pokoju i zamykając za sobą drzwi.
-nie ciągnij mnie- troche się wyrywał Noah .- no i czego znowu chcesz?! Straciłem przez ciebie tą jedyną- popatrzył na mnie, oburzony – chcesz jeszcze kasy?-
-nie, nie chce ... chociaż fajnie by było gdybyś coś kupił ... ale mniejsza oto:  wiedz że ona do ciebie nie wròci! Wzieła se tysiaka i już myśli że ma całą kase!- odparłam.
-nieprawda- kiwną głową- ona taka nie była. Ona była uczciwa, w poròwnaniu z tobą!-
-weż przestań- przybliżyłam się do niego – wiesz że zawsze ja jestem – uśmiechnełam się – a ja jestem napewno lepsza i będziesz mieć więcej pożytku ze mnie-
-akurat! Zrobiłaś z mojego życia bagno! Ty jesteś podła, i tyle- popatrzył się na mnie i wyszedł z pokoju, lecz po chwili wròcił- po dłuższym namyśleniu, zrozumiałem że ty powinnaś wyjść- kiwnął głową.
-tracisz mnieee!- zanuciłam mu, wychodząc z pokoju.
-no i dobrzee!- zanucił on.
-jestem lepszaa!-
-chyba w snaach!-
-nawet taaam!
-wychooodz!- otworzył mi drzwi, nadal nucąc.
-niech ci będzieee-
- i nie wracaaaj!-
-się okażeee!-
-wypuszczać psyyy-
-Co?- wykrzyknełam, zaskoczona.
-chłopaki! Dobrze słyszeliście! Wypuszczać psy!- popatrzył się na nich i machnął ręką. Ja, potym jak zobaczyłam że mòwi na poważnie, zaczełam biec w strone bramki.
-zobaczysz! Będziesz mòj!- wykrzyknełam, nadal biegnąc.
-nie zobacze bo tak nie będzie! Jeszcze ją odnajde! Zobaczysz ...- ostatnie słowa powiedział po cichu, zamknął drzwi i wypuścił psy! Ledwo udało mi się dobiec do bramki i ją zatrzasnąć. Wtem ujrzałam wielkie zębiska dobermanòw , ktòre, wściekłe, skakały po bramie by mnie dopaść. Dobra, tym razem udało im się mnie wykopać, ale następnym razem uda mi się dopiąć celu. Oddaliłam się od nich i poszłam w strone innych posiadłości, tam gdzie wiedziałam że ktoś produkty kupi. Po kilku minutach ,podeszłam do następnej villi i zadzwoniłam. Od razu mi otwarli, nie pytając się „kto”. Troche mi się to wydało dziwne, ale weszłam i zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi całująca się para.
-hmm teraz wiem dlaczego nikt się nie pytał- popatrzyłam na nich, z uśmiechem na twarzy –no! To teraz odczepcie się od siebie i posłuchajcie mnie: Bridg, mam tu nowe kosmetyki. Bierzesz coś?- otworzyłam walizke i pokazałam jej cuda.
-kochanie, ty pięknie wyglądasz bez makijażu- powiedział jej narzeczony.
-a ja za to, bez pieniędzy, nie wyglądam za pięknie- obròciłam oczami – a ty Geoff? Może ty się skusisz?-
-lubie jak pachniesz własnym zapachem. Chociaż jakbyś się umył to by nie zaszkodziło- odpowiedziała blondyna, przytulając się do niego.
-hmmm, może i tak ale wezme dezodorant dla mężczyzn. A i jeszcze błyszczyk czekoladowy dla moje panny, tylko naturalny! I nie testowany na zwierzętach!- wykrzyknął.
-spokojnie chłopie! Ta firma nie testuje na zwierzętach!- wyciągnełam mu to co chciał – należy się 25 dolcòw –
-trzymaj- dał mi 30 dolcòw – i zatrzymaj reszte. Przyda ci się- uśmiechnął się.
-o dzięki- szczęśliwa wziełam kase i wsadziłam do kieszeni. Wtedy Bridg zaczeła mi się dziwnie przyglądać – coś nie tak Bridg?- zapytałam się, zdziwiona.
-chyba tak ... masz podarte spodnie- pokazała na lewą nogawke.
-urg! To przez te psy!- zaczełam, w jakiś sposòb, doprowadzać zniszczenie do porządku.
-byłaś u EnCiTy?- zapytała się.
- ... eeh no byłam- kiwnełam głową.
- po co tam chodzisz skoro wiesz że Noah cię nie znosi- chciałam coś powiedzieć ale ona mi przerwała – i nie da ci szansy-
-Co ty pleciesz!- wzruszyłam ramionami – mam u niego szanse i koniec!-
-po tym co zrobiłaś? Nigdy ...- pokiwała głową Bridg.
-ty wiesz?- zapytałam się, ciekawa.
-Noah mi wszystko powiedział. Miał do mnie zaufanie a ja nikomu nie powiedziałam. Nawet jemu- wskazała palcem na Geoffa – jesteś okropna- pokiwała głową-to się nazywa cios poniżej pasa ... i nie myśl że kiedykolwiek ci wybaczy-
-jeśli nie zobaczy jej już nigdy więcej na oczy, to mi wybaczy, nie martw się- odpowiedziałam jej, odchodząc od nich.
-prędzej znajdziesz sobie nowego chłopaka niż zdobędziesz Noah!- wykrzykneła, zabrała Geoffa do środka i zamkneła drzwi. Taka jesteś mądra, co? Nie tym razem, blondyneczko ... nie tym razem ...

Łaaa u mnie śnieg sypieeee :D a u was?! xDDD

 *odpowiadam MissArvii: nic nie przegapilas xD dopiero napisze co skombinowala Katie ,)

wtorek, 27 grudnia 2011

ROZDZIAł V „NIEPROSZONY GOśĆ”

Był piękny, słoneczny dzień. Wstałam dzisiaj wcześniej niż zwykle. Aż się zdziwiłam że potrafie wstać wcześniej niż o 11 J Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie moją poranną, zbożową kawe, dzięki ktòrej miałam więcej żelaza i w ogòle ... i oczywiście nie była tak pobudzająca jak poprzednia, przez ktòrą byłam w stanie, na środku ulicy, rzucić się na Gwen, wywròcić ją i jeszcze krzyczeć ze śmiechu ... dobra, nieważne. Właśnie sięgałam po kolejne ciastko, gdy wyjrzałam, na chwile, przez okno i ujrzałam małą zamieszke. Brunetka z kwiatkiem we włosach i z walizkami w rękach, stała przy jednym z domòw przed nami, i krzyczała coś. Nic nie rozumiałam bo, oczywiście, okno było zamknięte. Z ciekawości, otworzyłam okno i pròbowałam podsłuchać troche tej rozmowy.
-nie możecie mnie wyrzucić!- krzyczała brunetka do jakichś gości! – gdzie ja teraz zamieszkam?!-
-to nie nasza sprawa, panienko! Nie płacisz, nie mieszkasz!- odpowiedział jej wrednie jakiś gościu. Co to to nie! Zostawiłam kawe, poszłam po Gwen i zaciągnełam ją do drzwi.
-co mnie tak ciągniesz?!- zapytała się, zagubiona, Gwen.
- musimy pomòc pewnej dziewczynie- pociągnełam ją i otworzyłam drzwi- chodz!- wyszłyśmy z domu.
-o kurcze! Jestem w piżamie!- krzykneła Gwen i zaczeła się wracać do domu.
-za pòżno- pociągnełam ją do przodu – i tak cię nikt nie widzi- i pewnym krokiem podeszłyśmy do kłòcących się ludzi.
-heeej!- wtrąciłam się w rozmowe- o co c’mon?- widać było zdumienie brunetki ktòra przypatrywała się nam, a najbardziej Gwen.
-hej- powiedziała, niepewnie, dziewczyna.
- o co chodzi?- kiwnełam głową i popatrzyłam się, ostro, na gośći.
-po prostu chcą mnie wyrzucić z domu bo nie mam kasy by spłacić czynsz! A mòwiłam że kase będe mieć dopiero jutro!- wykrzykneła dziewczyna.
-nie ma jutro!  Do dzisiaj! Więc bye bye!- pomachali jej panowie i odeszli. Dziewczyna była załamana. Usiadła na walizce i popatrzyła na nas.
-co ja teraz ze sobą zrobie ...- schowała twarz za rękami.
-chodz z nami- podałam jej ręke- my mieszkamy tutaj. Przyjdz do nas na kawe i porozmawiamy- Po tym pomogłyśmy jej z walizkami i weszła do nas. Od razu nadleciał Radgool. W tym momęcie dzieczyna dosłownie przykleiła się do ściany i popatrzyła się, przestraszona, na psa.
-boisz się psòw?- zapytałam się, zdziwiona.
- nieee ... po prostu troche mnie przerażają te duże psy ...- odpowiedziała dziewczyna. Ja zabrałam, szybko, mojego psiaka do pokoju i zamknełam go. Dziewczyna usiadła przy stole.
- co ci zrobić: kawe, herbate?- zapytała się Gwen.
-kawe, dzięki- uśmiechneła się brunetka.
-no to tak, może najpierw się przedstawie: ja jestem Violette a ta w piżamie to  Gwen- powiedziałam jej.
-nie przypominaj mi że zrobiłam z siebie kompletną idiotkę ...- odpowiedziała mi gotka, przygotowując kawe
-aaa to wy brałyście udział w Wakacyjnej Totalnej Porażce!- uśmiechneła się – ja brałam udział w piątej odsłonie-
-serio?- zapytałyśmy się, zdziwione.
- no tak- powiedziała – a jeśli chodzi o moje imie to jest troche skomplikowane ...-
-nie martw się, na pewno da się wymòwić- Odpowiedziałam jej, śmiejąc się.
-nie o to mi chodzi ... po prostu za dużo mam do tłumaczenia, jeśli chodzi o imie bo ... tak naprawde nazywam się Zoey ... jednak, kiedy byłam mała, lekarz pomylił się i wpisał mi imie Dakota ... -
-wow, Dakota i Zoey ròżnią się bardzo od siebie- przytaknełam.
-to nie była jego wina ... po prostu pomylił się w wypisywaniu mnie ze szpitala z dziewczyną ktòra była przed nami. Jej pewnie napisał moje imie... wiele lat chodziłam z kartą zdrowia gdzie miałam napisane imie „Dakota” ale nigdy mojej mamie nie chciało się go zmienić bo ... podobało jej się ... jednak, kiedy byłam w TP, okazało się że była tam jedna o imieniu Dakota więc wolałam zostać przy swoim starym imieniu.-
-mi się podoba Dakota- kiwneła głową Gwen
-minie też-  rzekłam – jest znacznie lepsze niż Zoey-
-i mnie też też się bardziej podoba- odparła brunetka.
-idz do urzędu i zmień sobie imie na Dakota- podsunełam jej pomysł.- chyba że dasz sobie imie „Dakota” na pierwsze ... albo na drugie-
-ocho, zaczynają się filozoficzne myśli- odparła Gwen, nalewając kawy do filiżanki.- to w końcu jak mamy na ciebie mòwić?-
-Dakota- odparła, stanowczo – Dakota mi się podoba, Zoey jest jakieś dziwne-
-spoko, a więc witam cię Dakota- powiedziałam, szczęśliwa, i poklepałam ją po ramieniu- a gdzie kawa dla mnie?- popatrzyłam się na Gwen. Ona, z dziwną miną, odpowiedziała mi.
-przecież dopiero piłaś- machneła czajnikiem.
-nie machaj tym bo to nie jest bicz a ty nie jesteś Indiana Jones- oczywiście przedrzeżniła mnie.- tak, tak, ja też cię kocham- uśmiechnełam się do niej- a teraz do rzeczy, co to była za kłòtnia?-
-no còż, jak mòwiłam, wyrzucili mnie z domu ktòry wynajmowałam, bo nie zapłaciłam czynszu dzisiaj ... po prostu przesyłka od mamy się troche spòżnila ale oni nie chcą mnie słuchać ...- odparła, zdesperowana, Dakota.
-co za mendy- powiedziała Gwen, siadając przy stoliku.
-nie mam się gdzie podziać bo moi rodzice są w Los Angeles ... przyjechałam tu żeby się uczyć ... tak naprawde nie wiem jakie liceum wybrać ale ...-
-a do ktòrej klasy byś szła?- zapytałam się, zaciekawiona.
-do 3 klasy-
-o! Tak jak ja!- odparłam szczęśliwa- wiesz co? Ja teraz chodze do Szkoły Kennedyego. Tam mają bądz ile profili. Mogłabyś iść z nami! A raczej ze mną bo ta zdrajczyni chodzi do Roosevelta- wskazałam na Gwen.
-ciesz się że razem mieszkamy- odparła mi moja wspòłlokatorka.
-o! To nie jesteście siostrami?- zapytała  zdziwiona Dakota.
-nie coś ty ! Moje siostry mieszkają za ścianą. Ten osobnik to moja najlepsza kumpela- odparłam, przytulając się do Gwen.
-skoro tak to się do mnie nie przytulaj, „osobniku”- odpychała mnie gotka.
-zaraz!- olśniło mnie- możesz zamieszkać u nas!- krzyknełam szczęśliwa-jest przecież wolny pokòj!-
- o nie, daj spokòj- mòwiła Dakota – nie chce narobić kłopotòw-
-jakich kłopotòw- poklepałam ją po ręce – my z TP musimy trzymać się razem! A skoro będziesz chodziła do mojej szkoły, i pewnie też do mojej klasy, to tym bardziej powinnaś u nas zamieszkać!-
-ale na pewno tego chcecie?- zapytała zaciekawiona brunetka z kwiatkiem we włosach.
-no pewnie dziewczyno! Gwen?- zapytałam się Gwen.
-dla mnie nie ma problemu! I tak było tu nudno więc im więcej tym lepiej!-
-ja ci dam nudno- nabąknełam do Gwen. – no! Masz już bagaże więc możesz się wprowadzać!-
-naprawde?- aż wstała ze szczęścia – dziewczyny! Dziękuje wam! Jesteście najlepsze na całym świecie!- i uścisneła nas obie.
-lubie pomagać innym- przytuliłam ją.
-ciekawe, jakoś nie parskasz pomocą kiedy przychodze obładowana zakupami- odrzekła Gwen.
-eee- pstryknęłam ją w nos – no! Dakota! Witaj w domu! Oprowadze cię!- otworzyłam drzwi , by pokazać jej pokój, kiedy  wyskoczył z niego Radgool. Ona, od razu, schowała się za mną.
-oj, tego nie przewidziałam ...- odparłam. – będziesz się musiała do niego przyzwyczaić ...-
-spròbuje- wychyliła się Dakota. Po pokazaniu jej wszystkiego i omòwienia płacenia czynszu itp, itd, znalazłyśmy się przy stole, w kuchni.
- no dziewczyny! To co dziś jemy?!- zapytałam się?
- hmmm, może pyszną kurkę?- odparła Gwen.
-aa nie nie ... ja podziękuje ... jestem wegetarianką- powiedziała Dakota.
-na serio?- rzekła Gwen, mile zaskoczona.
-wiesz, ja też jestem wegetarianką ... taką w pòł ... jem tylko kury,świnie,krowy i kaczki ... reszty nie.-odpowiedziałam jej.
-reszty czyli koni, osłòw i zającòw?-popatrzyła się na mnie dziwnie,Gwen. – to nawet nie jest połowa!-
- no to w jednej czwartej, pasi?- zapytałam się.
- to może pòjdziemy do Frasessa na sałatke?-  odrzekła Dakota z uśmiechem na twarzy.
-świetny i zdrowy pomysł!- wykrzykneła Gwen.
-eee wy se jecćie sałatki a ja se wezme pysznego Chickena- odparłam.
-jak wszyscy, to wszyscy! No Vai, przykro mi ale przegłosowałyśmy cię więc musimy zjeść sałatke!- odparła Gwen.
- czyli że ...- zająknełam się – nie będe już nigdy więcej mogła jeść mięsa?- rozpacz ...
-nie nie, coś ty! Po prostu nie lubie kiedy ktoś przy mnie je biedne zwierzątka- powiedziała Dakota.
- to pewnie jeszcze gorsze niż myśl o tym , że trzymamy martwe zwierzęta w lodòwce ...- widziałam skrzywione miny moich lokatorek – kto chce sałatke?- z uśmiechem zaproponowałam. Wtedy rozległo się pukanie. Wstałam, wyszłam z kuchni i otworzyłam drzwi. Ukazała się w nich moja siorka, Jagoda.
- Vai ... musisz mi znaleść chłopaka ...-
-ciekawe gdzie! Chyba ci go nadmucham ...- odpowiedziałam i zaprosiłam ją do środka. – chodz, przedstawie ci kogoś: to jest Zoey, zwana też Dakota- pokazałam jej moją nową lokatorkę.
-cześć Zoey ... zwana Dakota ...- odparła troche zagubiona JD.
- mòw mi Dakota- uśmiechneła się – to długa historia – pokiwała głową.
-opowiem ci kiedy będziesz miała czas- poklepałam siorke po głowie. – no! Coś nabroiła tym razem?- zapytałam.
- eee nic ... po prostu ostatnio spotkałam Courtney ...-
- no masz- wywróciłam oczami. – no i co się stało?-
-i skłamałam że mam chłopaka ...- opuściła głowe i popatrzyła na ręce.
-hmm ... no to mamy kłopot ...- kiwnełam głową i popatrzyłam się na załamaną JD.
-dziewczyny- podniosła się Dakota – zapraszam was do Frasessa na sałatke, ja stawiam- uśmiechneła się – chociaż tak moge się odwdzięczyć za to że mnie przygarnełyście. JD, chodz z nami-
-dzięki Dakota- uśmiechneła się.
-zobaczysz że wykombinujemy ci jakiegoś chłopaka- zaśmiała się Gwen – nie damy się Courtney!-
- no to idziemy!- uniosłam ręke i wszystkie skierowałyśmy się w strone drzwi, kiedy ...
-zaraz!- krzykneła Gwen – jestem w piżamie!-
-oooch- westchnęłyśmy i zaczełyśmy się śmiać.
-sekundke tylko- Gwen pobiegła do łazienki
-to możemy stąd nigdy nie wyjść- oparłam się o mur i popatrzyłam  na brunetke. Jestem pewna że będzie się nam dobrze razem żyło ...


Listen: nazywa się Dakota i koniec ... ponieważ co zdjęcie na necie to inaczej się nazywa. Dość! ja już wybrałam od dawna że nazywa się Dakota i tak zostanie. A nawet jak się tak nie nazywa to napisałam że to wpadka lekarza więc xD mam nadzieje że wam się spodoba :)

*odpowiadam MissArvii: śpie od 2 do 11 xD ale jak mam pomysły to po co czekać z pisaniem xD ja już kolejne 2 rodziały napisałam xD a poza tym nie martw się o Michaela bo niedługo go zobaczysz xD co do Nicole to ... aaah zobaczy się xD wszystko w swoim czasie! obiecuje że wszystkich dam!! :D