No siemka siemka :D przepraszam za tak długą nieobecnośc ale się balowało i się ma xd chora znowu jee!! xd ale to nie moja wina ... xd a więc zapraszam! :D i sorka że taki krótki :/ ;*
Logan watching you ...
Logan watching you ...
-Logan,
brachu, wszystko ok?- podszedł do mnie Carlos i przytulił.
-nie
... nie jest ok ...- pokiwałem głową po czym usiadłem na krześle.
-pff
ofiary losu- prychneła Amelia.
-eahm
mogłabyś się już na dobre ewakuować z naszego domu?- spytał
latynos patrząc na nią.
-nie-
wywaliła jęzor po czym na dół zszedł Josh.
-dopuki
Josh się nie wyprowadzi, ona nie przestanie tu przychodzić- odparł
zdruzgotany Kendall gdy Amelia wzieła mu świeżo nalazy sok i
zaczeła z niego pić- są dwie opcje: albo instalujemy drzwi na
hasło albo wyrzucamy Josha-
-ej!-
oburzył się wyżej wymieniony.
-nie
ej tylko taka prawda- rozłożył ręce blondyn- jakieś inne
pomysły?-
-bo
poskarże się Pati!- zaczął nam grozić Josh.
-mi
nie trzeba skarżenia, po prostu im wszystkim przywale- zaczeła
podciągać rękawki Amelia.
-o
matko boska- wywrócił oczami latynos.
-ej
ludzie widzieliście Syl ... wie- przystał w drzwiach James, kiedy
zobaczył co tu się wyprawia.
-nie
zwracaj na nich uwagi- machnął ręką latynos.
-wygląda
jakby za chwile się mieli wyzabijać- odparł, podchodząc do nas.
-akurat
mają to w planach- odparł Carlos- szukasz Sylwii?-
-no
...przez chwile straciłem ją z oczu i myślałem że będzie tutaj-
-a
gdzie byliście?- spytała nagle Angel, zjawiając się koło nas.
-ty
raczej idz uspokajać swoją siostre i kochasia- wskazał na nich
Carlos.
-byliśmy
w zoo ale nagle gdzieś ją wywiało- wzruszył ramionami.
-czemu
w zoo?- krzykneła Angel, kiedy próbowała odciągnąć Amelie od
Kendalla.
-Sylwia
chciała to poszliśmy- wytłumaczył nam.
-po
co do zoo?- podniósł brew latynos.
-ałaaa!-
usłyszeliśmy nagle krzyk Kendalla.
-ej!
Bez bicia mi tu!- krzyknął Carlos.
-to
oni!- jęknął blondas.
-super,
teraz dwie osoby nam zagineły ...- westchnął James.
-nie
...- szepnąłem.
-co
nie, Logan?- spytał Carlos.
-ja
wiem gdzie jest Vai ... to nie było trudne- odparłem patrząc na
nich.
-to
wiesz i nic nie mówisz?- spytała mnie Angel.
-sami
pomyślcie! Do swoich ... do kogo mogła iść?- aż wstałem.
-do
rodziców?- podniósł brew James.
-nie!
Do mafii!- krzyknąłem kiedy nastała kamienna cisza.
-
... z kim my się zadajemy- usłyszałem szept Josha.
-problem
w tym że nie wiem gdzie znajduje się siedziba- westchnałem i
usiadłem na miejscu.
-mam
pomysł- odpała Angel- wezme Josha i Amelie i pomęczymy troche
Harolda żeby dał nam jakąkolwiek wskazówke-
-świetnie-
wskazał na nich Carlos- ja z Jamesem możemy iść do zoo poszukać
Sylwii-
-ja
zostane z Loganem- odparł Kendall klepiąc mnie po ramieniu na co
uśmiechnąłem się i poczułem w nim wsparcie.
-nie
klep go! Zarazisz się jego przemądrzałością!- krzykneła nagle
Amelia.
-idzcie
już, dobra?- jęknął blondyn na co Angel szybko popchała ich do
wyjścia.
-to
my idziemy po Sylwie- odparł James po czym z Carlosem wyszli z domu.
Oparłem się o siedzenie po czym westchnąłem głęboko.
-
Logan- przykucnął przy mnie blondas- będzie dobrze- kiwnął
głową.
-chciałbym
być tego pewien ...-
Sylwietta
watchng you ...
Wędrowałam
sobie po zoo zagubiona. Już od godziny nie widziałam się z
Jamesem, może dlatego że robiłam wszystko by go zgubić. Miałam
jeden plan w głowie ale zrobiłam to też dlatego by zostać chwile
sama z moimi myślami. To wszystko co się działo zaczeło mnie
przytłaczać. Vai niby okradła bank, póżniej nie, potem uciekła
... Jezu! Czemu to wszystko nam się przydarza! Usiadłam na ławce i
wpatrywałam się w jeden wybieg na małe zwierzaczki.
-Sylwiaa!-
usłyszałam nagle krzyk i zaczełam się rozglądać. Zobaczyłam w
oddali Carlosa i James, którzy mnie szukali. Bez chwili
zastanowienia schowałam się za koszem, jednak że ktoś zaczął
prowadzić ten kosz, musiałam podążać za nim.
-eeh
gdzie ona jest- zaczął drapać się po głowie grzywacz.
-może
już wyszła?- spytał Carlos.
-zadzwonie
do niej- odparł James a ja spanikowana szybko wyciągnełam komórke
z kieszeni i zaczełam ustawiać na wyciszony.
-
nie mogłeś do niej wcześniej zadzwonić?- podniósł brew latynos.
-dzwoniłem!
Ale nie odbiera- wzruszył rękami i zaczął dzwonić. W ostatniej
chwili udało mi się wyciszyć. Odetchnełam z ulgą, jednak
śmietnik znów zaczął jechać i zostałam bez kryjówki. Migiem
wtopiła się w jakąś chińską wycieczke i, kiedy chłopcy
znikneli mi z oczu, wyłoniłam się i usiadłam na ławce. Zerknełam
znów na klatke ... co do ... ?!
James
watching you ...
-nie
mam już siły stary, poddaje się- jęknąłem, opierając się o
latynosa.
-jest
już póżno, może wróciła do domu?- spytał.
-no
mam nadzieje bo jak nie to ją udusze- odparłem już troche
zdenewowany. Sylwia przez cały dzień tak jakby mnie unikała. Nie
rozumiem już jej ... czy wszystkim po kolej tu odbiło? Eeeh ...-
dobra, pójde do ich domu i zobaczymy czy ona tam jest- pożegnałem
się z Carlitem po czym podołałem do jej domu. Po drodze udało mi
się zrzucić troche złośći by przypadkiem nie narobić awantury.
Stanąłem przed drzwiami wejściowymi po czym wziąłem głęboki
wdech i zapukałem. Po dłuższej chwili otworzyła mi troche
zagubiona czerwona. Już miałem coś powiedzieć lecz ona szybko
mnie zatrzymała.
-nic
nie mów i chodz- wciągneła mnie do środka i zamkneła drzwi.
Podniosłem brew i zacząłem się rozglądać. Wszystko wyglądało
normalnie ...
-coś
się stało?- spytałem podejżliwie rozglądając się dookoła.
-niic
się nie stało, a co się miało stać?- odparła z niewinnym
uśmieszkiem patrząc od czasu do czasu na zamknięte drzwi,
prowadzące przez stary pokój Gwen do pokoju Vai.
-Vai
wróciła?- spytałem po chwili.
-co?
Nie ... nie ma jej- spuściła szybko głowe.
-
to co tam jest?- wskazalem na drzwi.
-
... może kawy?- zmieniła szybko temat a ja podniosłem brew- co
...?-
-ty
coś ukrywasz- wskazałem na nią.
-
nie nic Misiek. Eahm kawe masz tam a szklanki są w szafce- wskazała
na nie po czym czmychneła do pokoju gdzie były zamknięte drzwi.
Nie wytrzymałem, wszedłem do pokoju by zobaczyć co się dzieje.
-Sylwia!
O co cho ... aaaa!- krzyknąłem kiedy zobaczyłem dziewczyne z małym
zwierzęciem w ręku- jezu lampart!- złapałem się za głowe-co ty
Sylwia! Ale ... yyh ... bo ... jak?!- zacząłem panikować kiedy
zobaczyłem u niej małego lamparta śnieżnego! To już wiadomo co
ona robiła w tym zoo ...- jego mać!-
-uspokoj
się do cholery!- krzykneła.
-jak
mam się uspokoić, gdy trzymasz na rękach drapieżce z zoo!-
złapałem się za głowe- z zoo! Będziemy mieli przechlapane,
Sylwia!-
-daj
mi wytłumaczyć!- wstała z kociakiem na rękach.
-oni
chcieli Vegasa dać do cyrku!- krzykneła.
-jak
to ... chwile ... kogo?- podniosłem brew.
-no
... Vegasa- popatrzyła na małą zwierzyne i pogłaskała go po
lebku.
-ooo
nie nie nie, jak już dałaś imie to jest bardzo żle- zacząłem
się cofać- masz go odnieśc do zoo, już!-
-ale
go oddadzą do cyrku!-
-
za chwile to my będziemy jednym wielkim cyrkiem bo dzieją się
tutaj takie rzeczy co świat nie widział!-
-chciałam
go uchronić! Czy to takie złe?-
-tak?!
Będą go szukać teraz i do tego trafisz za kratki!- krzyknąłem na
co ona troche się zlękła ale nie dawała za wygraną.
-nie
obchodzi mnie to! Nie oddam go w ręce tej babki!- krzykneła.
-oddawaj
go!- wzruszyłem ramionami po czym podszedłem do niej by wziąć
małego, jednak ten zaczął na mnie warczeć- osz ty ...- szepnąłem
szybko idąc do tyłu.
-zostanie
tu- odparła z wielką powagą.
-Sylwia
to drapieżnik!-
-zostaje
tu i koniec- postawiła na swoim po czym usiadła na kanapie.
Złapałem się za głowe i oparłem o ściane ... matko boska co się
tu porobiło ...