Kochani Fani :))

OGŁOSZENIA :D

Prosze czytac,klikac, i komentowac :)) :DDD PS: jesli chodzi o spamy to mi nie przeszkadzaja ... ;))) A jesli beda to blogi ciekawe i godne uwagi to dodam je do moich zajefajnych blogaskòw ;DDD

NIE LUBICIE - NIE KOMENTUJCIE - proste u.u

mòwie juz ze mieszkam we Wloszech i nie jestem niewiadomo jak poprawna z polskiego wiec za bledy przepraszam.

Pytania zadajcie w komentarzach a ja będe wam próbowała wytłumaczyć w postach w których skomentowaliście:)

Kiedy pojawiają się nowi aktorzy, dodaje ich i w rozdziale i na stronie czyli w "bohaterowie" (znajdziecie na stronach) :D

DOBREJ ZABAWYY!!

wtorek, 29 lipca 2014

ROZDZIAŁ 13 'TO JUŻ JEST KONIEC ...?'

~~ Lalalalala lalalalala! LA! Coś wam słabo idzie :P widze że bez szantażyku się nie ominie xd Kolejne 4 komcie poproszz bo inaczej nie będzie TBC~!
~~ Jakie tattoo zrobiła sb Violette? Dowiecie sie w nastepnych rzdz :P 


Violette watching you ...
-Skończone- odparł po chwili jeden z pomagierów Federica po czym poczułam jak wstał z krzesła. Ja zaś leżałam na stole, nie mogąc z bólu i czekając aż on skończy mój tatuaż. Czemu niby tak mnie strasznie boli skoro potrafie przetrzymać nawet większy ból? A czy ktoś powiedział że igła będzie odkażona? No własnie.
-Wstawaj Goldie- szarpnął mnie za włosy i pociągnął do góry- to dopiero początek twojego końca- zaśmiał się gdy byłam tym razem bezsilna. Niedośc że odebrali mi moc to skuli jeszcze ręce i nogi. Do tego prawe ramie bolało jak cholera przez tatuaż.
-Jesteś gorszy od swojego brata- warknełam po chwili.
-Dzięki, pochlebiasz mi- uśmiechnął się- ale i tak mam zamiar cię zabić więc na marne idą twoje starania- zatrzymał się po chwili po czym odwrócił do mnie- wybierz: A, B lub C-
-Co?- podniosłam brew.
-To twoja ostatnia gierka w tym życiu, wybieraj!- warknął po czym wywróciłam oczami.
-B- mruknełam gdy on przyciągnął mnie do siebie.
-Czyli jednak wybierasz śmierć- zaśmiał się wrednie.
-A co się kryło pod tamtym?-
-Też śmierć-
-To po cholere kazałeś mi wybierać?- wzruszyłam rękami.
-Może i śmierć ale pod inną postacią- puścil mi oczko po czym zaczął schodzić z jednej z górek. Mi oczywiście nie wolno było schodzić tylko sturlałam się z niej, gdyż ktoś z tyłu mnie popchnął.
-Sprawiedliwość będzie w piekle szumowiny!- krzyknełam, plując piaskiem i próbując wstać jednak Federico wyprzedził moje chęci, gdyż chwycił mnie za kajdanki i podniósł do góry. W porównaniu do jego brata, on ma o wiele więcej siły.
-Tak tak Goldie- kiwnął głową po czym wrzucił mnie do jednego z aut i zatrzasnął drzwi, przypinając każde kłódką.
-Wow, auto- odparłam, rozglądając się- i dokąd mnie zawieziecie?-
-Na ostatnią stacje- zaśmiał się wrednie po czym poczułam jak auto unosi się do góry. Przerażona popatrzyłam w dół, widząc jak coraz bardziej oddalam się od ziemi. Wtem ujrzałam przed sobą wielką betonową dziurę a w niej umieszczony był jakiś stary fiat. W pierwszej chwili nie zajarzyłam o co chodzi ale gdy ujrzałam jak ściany z obu stron zaczynają się do siebie przybliżać, gniotąc przy okazji auto, zrozumiałam co stanie się z moim życie.
-No cóż, będzie omlet- szepnełam gdy reszta nie mogła się doczekać widowiska. Nagle zawisłam nad tą dziurą. Jeden z pomocników czekał tylko na znak od swojego szefa. Zamknełam oczy wiedząc że tym razem nie mam gdzie uciec. W moich myślach ujrzałam znów scenke w której ginie Logan. Mimowolnie puściły mi się łzy. Leciutko chwyciłam się mojego zasłoniętego bluzką tatuażu po czym przejechałam po nim ręką, wzdychając głęboko.
-Kocham cię Logan ... przepraszam- spuściłam głowe po czym próbowałam się uspokoić- Niechaj się dzieje wola nieba- szepnełam gdy poczułam lekki wstrząs i usłyszałam krzyki. W Jednej chwili pomyślałam że pewnie spuścili mnie już do dziury, ale gdy otworzyłam oczy, ujrzałam rozpłaszczoną twarz jednego z pomocników na szybie. Podniosłam brew gdy on zjechał po szybie i spadł na dół. Delikatnie poruszyłam się by zobaczyć co dzieje się za oknem, gdy moim oczom ukazała się cała zgraja leżąca na ziemi- Co jest grane- mruknełam gdy zauważyłam że kierownik dźwigu, który mnie trzymał w powietrzu, też opuścił stanowisko przez co leżał na podłodze. Na odpowiedz nie musiałam długo czekać. Patrząc na mały lasek, który rósł kilkanaście metrów od nas, ujżałam wybiegających z niego ludzi z karabinami. Nawet przez myśl mi nie przeszło że mogliby mi pomóc ale jednak! Tylko wpadli na teren wysypiska, zaczeli strzelać do zgraji Federica, przez co jego pomocnicy padali jak muchy- Marco?- szepnełam zdezorientowana, gdy zauważyłam jak brunet czaił się do dźwigu. Nie był uzbrojony. Może i należy lub należał do mafii ale nigdy nikogo nie zabił. Po prostu nie potrafił. Sam kiedyś przyznał że wolałby sam zginąć niż zastrzelić człowieka.
-Popaprańce! Podano do stołu!- krzyczał Federico, strzelając do moich. Tak, to była resztka mojej mafii włoskiej. W sumie w siedzibie wyglądało że jest ich o wiele mniej, a jednak- A ty gdzie idziesz psie?!- zaczął strzelać do Marca, widząc że próbuje dostać się do dźwigu- Na stanowisko cymbale!- warknął gdy jego pomocnik szybko doczłapał się do dźwigu po czym jednym ruchem spowodował że wylądowałam w dziurze.
-Ja cię pitole- szepnełam cała obolała. No cóż, zamiast mnie ładnie odstawić do tej pieprzonej dziury, spuścił mnie z kilku metrów- im to wszystko jedno, bylebym zgineła- warknełam, widząc jakie toczyło się na zewnątrz pobojowisko.
-Violette-usłyszałam głos Marca, który kopnął gościa zasiadającego na dżwigu w klejnoty po czym sam usiadł na jego miejscu- pomożemy ci!-
-Mam taką nadzieje!- krzyknełam, gdy przeanalizowałam jego słowa- ... my?- w tej samej chwili na miejsce przyjechała policja, która włączyła się w walke razem z moimi, jednak Federico i tak nie dawał za wygraną: uciekł z miejsca po czym podszedł do maszyny by nacisnąc włączający guzik.
-Zgubił pan tu coś?- dostęp do guzika zagrodził mu jakiś chłopak ... chwila.
-Ty miałeś nie żyć!- krzyknął, rozmachując się gdy ten schylił się po czym chwycił jakąś rure i walnął go w głowe.
-Leć do Vai! Zajme się nim!- krzyknął mu Marco, po czym skierował w jego strone wielkie kleszcze z dźwigu. Chłopak zaś posłuchał go po czym podbiegł szybko do auta w którym się znajdowałam, próbując otworzyć drzwi.
-Tęskniłaś?- spytał.
-Logan ...- szepnełam niedowierzanie- ale jak ...- nie ukończyłam zdania gdy ten rozpiął kawałek koszuli po czym ujżałam kuloodporną kamizelke. Nawet jeśli byłam w beznadziejnej sytuacji a moje życie mogło dobiedz kresu, byłam teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
-Nie! Nie pozwole na to!- krzyczał Federico, gdy Marco podnosił go do góry wielkimi szczypcami. Jednak ten na serio nie chciał odpuścić, a tak strasznie zależało mu na mojej śmierci, że w ostatniej chwili przycisnął guzik.
-O nie ...- szepnełam gdy zobaczyłam co się dzieje.
-Cholera!- warknął Logan,nie mogąc otworzyć kłódki- nie ... nie pozwole ci wygrać Federico!- krzyknął szukając czegoś ciężkiego. W tej chwili jakoś odwidziało mi się umierać, nie chciałam tego. Z całej siły waliłam rekami w szybe, jednak nic. W głowie zaczeło mi szumieć. Wszystko nagle nabrało zwolnionego tempa. Każdy głos który słyszałam, odbijał się jak w studni. Obraz powoli zaczynał mi się zamazywać a postacie i rzeczy traciły swój naturalny kształt. W jednej chwili usłyszałam jakby tłukące się szkło po czym poczułam że ktoś chwycił mnie za ręce.
-Szybko Violette!- zdołałam usłyszeć, nie wiedząc co się dzieje. Czułam że byłam ciągnięta. Poczułam draśnięcie na brzuchu i plecach. Domyśliłam się że przejechałam ciałem po rozwalonym szkle. Nagle upadłam. Czułam powiew wiatru gdy przede mną usłyszałam głośny trzask.
-Już dobrze Vai ... udało się ...- usłyszałam przerywający głos po czym wielką plame nade mną. Nie wiem kiedy straciłam przytomność.



sobota, 19 lipca 2014

ROZDZIAŁ 12 'OKRUTNE REALIA"

~~ Widze że szantażyk się udał xd wiem jestem niedobra <3 Ale pamiętajcie że jesli po tym rozdziale mnie zjecie to kolejnego nie będzie! :P Więc grzecznie mi tam! Ale wiecie że was kocham <3
PS: wystarczająca kara było oglądanie Egzorcyzmów Emily Rose po czym srałam ze strachu aż do 4 nad ranem ... 
~~ Zapraszam! :D I pospamuje jeszcze innym blogiem -> klikuniuniać

Violette watching you ...
-Gdzie te pieprzone papiery- warknełam, przeglądając całe biurko- szlag by to trafił-
-Szefowo-
-Czego?!- warknełam, chwytając pistolet i celując w osobe która własnie weszła do pokoju.
-Eahm- zlękła się troche ale kontynuowała swoją wypowiedz- bo ... reszta się pyta, na pewno nie ja, jakie są dalsze rozkazy-
-Zostawcie mnie w spokoju i szukajcie nowego szefa- kiwnełam głową po czym wziełam dobry łyk wódki i popiłam resztkami soku które znalazłam.
-Słucham?-
-Zejdź mi z drogi- odepchnełam go- nie wiesz gdzie są moje papiery?-
-Jakie papiery?-
-Eeh- westchnełam- zero pożytku z was-rozglądnełam się znów po czym machnełam ręką- to zrobimy to po mojemu- wziełam głęboki wdech po czym wyszłam z siedziby. Pytanie: czy ja już na serio zgłupiałam? Odpowiedz: tak. Nie panowałam już nad tym co robie i myśle. Przez ten czas zastanawiałam się jak takie jedno głupie słowo mogło na mnie tak zadziałać. A mogło. Ale to nie tylko jego wina- gdzie jest Marco?- zaczełam się rozglądać, jednak nigdzie go nie widziałam- jeśli on puści pare z ust, zabije go- warknełam po czym poszłam przed siebie, w sumie to pojechałam moim Dominatorem. Na szczęście akcja miała wydarzyć się na obrzeżach miasta, więc nikt by tego nie zauważył. Będąc już na miejscu, schowałam Trucka gdzieś pomiędzy drzewami po czym udałam się na małe wzgórze. To właśnie tu miałam w planie przeżyć ostatnie chwile swojego życia. Wyciągnełam broń z kieszeni po czym stojąc tak, czekałam na mój cel- Jest- szepnełam, gdy w oddali zobaczyłam jak szef Mafii Rosyjskiej przechadzał się razem ze swoimi dwoma pomocnikami. Miał właśnie coś załatwić z ... w sumie to nie wiem z kim. Przekonamy się zaraz. Gdy stanął w odpowiednim miejscu, wydał sygnał. Wtem zza krzaków wyłonili się jacyś ludzie którzy podeszli do niego. Ciekawa jednak o co im chodzi, spuściłam broń i zaczełam podsłuchiwać.
-Masz to?-
-Smarku nie odzywaj się tak do mnie- odparł mu szef, wyciągając coś z teczki- jest tego więcej. Niech Riccardo zapłaci gruby hajs bo jak nie to lipa- po tych słowach zamarłam.
-To są jeszcze wysłannicy Riccarda? Cholera- warknełam pod nosem po czym przeładowałam spluwe- no cóż, teraz ich już nie będzie- bez namysłu ustawiłam już sobie cel. Wystarczyło tylko pociągnąć za spust.
-Violette nie!- usłyszałam krzyk i aż stanełam nieruchomo. Ten głos ...- Prosze cię, nie rób tego- kontynuował gdy ja dalej nie wiedziałam co robić. Cel był dokładnie w takim miejscu jakim powinien być lecz nie potrafiłam strzelić. Straciłam czucie w rękach. Z twardej osoby jaką przynajmniej próbowałam grać, zrobiłam się znów chociaż troche uczuciowa. Przez ten głos ... i znów łzy zebrały mi się do oczu. Spuściłam broń i powoli odwróciłam się do osoby która przeszkodziła mi w mojej tajnej misji. Nie wiedziałam że gdy go zobacze osobiście aż tak ściśnie mnie w sercu- Violette ... co ty ze sobą zrobiłaś- szepnął.
-Sam mnie taką uczyniłeś- warknełam, patrząc na niego spod byka.
-Nie chciałem żeby się to tak skończyło-
-A jednak tak się stało- odparłam po czym wycelowałam w niego. Znów mnie zaczeło ponosić i znów nie wiedziałam co robie. A co było w tym najlepsze?
-Przepraszam że przeszkadzam gołąbeczki, ale chyba mamy z panną Goldie pewne porachunki do rozwiązania- że w tym wszystkim ktoś nieproszony wprosił się na imprezke. Usłyszałam głos po czym poczułam jak kilka osób chwyta mnie od tyłu, przez co upuściłam pistolet na ziemie. To samo zrobili jemu. Chyba wiecie o kogo chodzi nie?
-Goldie- odparł nagle jeden z tych ludzi, którzy nas złapali- coś ci chyba nie wypaliło- zaśmiał się po czym chwycił za mój pistolet- wiesz kim jestem?-
-Dupkiem?- podniosłam brew gdy strzelił mnie w twarz ręką.
-Zostaw ją!- krzyknął brunet, wyrywając się co chwile.
-Powiedz twojemu koledze żeby się zamknął- szepnął mi przez zęby gdy popatrzyłam na niego- albo nic nie mów, sam go zamkne- zaśmiał się, wycelował moim pistoletem po czym ... strzelił do niego. Dostał w samo serce.
-Nieeee!!!- wydałam z siebie wielki i przerażający krzyk- Logaaan!- nie mogłam się powstrzymać od łez, od krzyku, od niczego. Widziałam jak na moich oczach ta gnida zastrzeliła Logana! Brunet upadł na kolana po czym spojrzał na mnie i ostatkiem tchu wydukał dwa słowa ‘kocham cię’ po czym bezwładnie upadł na ziemie. W tej chwili poczułam że cały świat stracił sens. Nie potrafiłam uwierzyć w to że osoba na której tak strasznie mi zależało odeszla. Szkoda że musiałam się o tym przekonac w tak brutalny sposób. Kiedy byłam pogrążona w żałobie, nie zauważyłam jak ta świnia wstrzykneła mi coś do żył.
-Wole się zabezpieczyć- odparł- brachol mi mówił że lubisz przemieniac się w lamparta- zaśmiał się- no ... i po sprawie- kiwnął głową gdy popatrzyłam na niego z nienawiścią- tak skarbie, zapuszkowałaś mi brata. Teraz się na tobie zemszcze- pogłaskał mnie po głowie po czym kazał reszcie mnie zabrać. Az do końca nie odrywałam wzroku od ciała Logana. Dalej miałam nadzieje że to byl tylko sen, koszmar! Jednak ... to były realia. Do tego jeden z ludzi tego padalca kopnął go tak że sturlał się po górce po czym z wielkim uśmiechem wrócił do nas. Cios poniżej pasa ... już nic dla mnie nie miało sensu, nawet to co się ze mną teraz stanie. Mogliby mnie nawet poćwiartować. Nie rusza mnie to. Po prostu odebrali mi coś co było dla mnie najważniejsze. Nie wiem kiedy nawet doszliśmy do wielkiego opuszczonego złomowiska. Ten dupek rzucił mnie na ziemie po czym kazał mnie uważnie pilnować. A pilnujcie se mnie! Ja i tak nie myslałam o ucieczce.
-Federico!- krzyknął jeden z jego pomocników- przeszukaliśmy teren. Nikogo, oprócz tego szczura nie znależliśmy-
-Doskonale- kiwnął głową ich nowy szefuncio- a więc Goldie, dla ciebie zgotowałem bardzo ciekawą śmierć, taką inną. Wiem że lubisz oryginalne rzeczy więc zadbałem o to- uśmiechnął się gdy po moich policzkach dalej ciekły łzy- jakieś ostatnie życzenie?-
-Tak ...- szepnełam
-Uh a jakie?-

- Tatuaż ... -

czwartek, 10 lipca 2014

ROZDZIAł 11 ‘PLAN DZIAŁANIA’

~~Siemaneczko :D Ostatnio mam wene na pisanie :)
~~ Szantażyk! :P Ja wiem że potraficie więc czekam na przynajmniej 4 komcie! Bo inaczej nie dowiecie się jak potocza się losy violette .... buhahahahaha :D 
~~Kocham was ;*

Kendall watching you ...
Mineło kilka ładnych godzin zanim odważyłem się zejść na dół by coś zjeść. Wkońcu pasowało wrzucić coś na ruszt po tak długim dumaniu. Czy udało mi się dojśc do czegokolwiek? Tak ... tyle wiem że dziewczyny przyjdą tu punkt 17-ta, chcąc wiedzieć którą wybrałem. A jaka będzie moja odpowiedz? Bardzo możliwe że w połowie zdania po prostu uciekne przez taras. Kszątałem się po kuchni, nie mogąc się uspokoić i co chwile patrząc na zegar. Miałem jeszcze troche czasu ale dalej nie miałem konkretnej odpowiedzi w głowie. Oparłem dłonie o lade i westchnąłem ... i jeszcze raz ... i jeszcze raz troche głośniej ... i jeszcze ...
-O co chodzi?- spytał mnie wreszcie Logan, który siedział na kanapie i szperał coś w laptopie.
-Dzięki że zapytałeś-
-Spoko, twoich jęków trudno nie usłyszeć-
-No więc mam wybrać między Angel a Sadie ...- zacząłem.
-To już wiem- odparł, cały czas wpatrzony w monitor.
- I tak jakby dalej nie wiem do której czuje większą mięte- powoli zwalniałem tempo mówienia.
-Mhm a do kiedy masz dać odpowiedz?-
-Mam jeszcze- popatrzyłem na zegar- 15 minut- kiwnąłem głową gdy Logan aż oderwał wzrok od laptopa.
-To ja ci życze powodzenia-
-Stary pomóż mi- jęknąłem, rozkładając się na ladzie- nie chce póżniej żałować wyboru-
-A więc kochany Logan musi wkroczyć do akcji- odłożył na bok laptopa po czym wstał i zaczął chodzić w te i we wte- Sadie poznałeś jako pierwszą, jednak złamała ci serce chociaż to nie była jej wina. Angel zaś pomogła ci wyjśc z dołka po czym ty pozbawiłeś jej udziału w klubie cnoty- wskazał na tablice gdy ja tylko wywróciłem oczami- dla ciebie też przekonała własną matme by została z tobą. Z drugiej strony ma uciążliwą bliżniaczke, która przebywa w naszej willi 24/7- rozpędził się gdy szybko go zatrzymałem.
-No dobra to którą mam wybrać?- wzruszyłem rękoma.
-Z jednej strony Sadie ...-
-Nie ma żadnej ‘z jednej strony’. Mów! Sadie czy Angel?!-
-Sylwia!- krzyknął brunet, wchodząc nagle do willi.
-Yy z tego co wiem to już jest zajęta- podniosłem zdziwiony brew- patrząc na niego.
-Ja nie wyrobie!- krzyknął, siadając przy ladzie- przyszli goście z cyrku po lamparta-
-To chyba dobrze nie?- spytał Logan.
-Ta gdyby ona im go jeszcze oddała!- złapał się za głowe- Zgodziła się im zapłacić za niego!-
-Ile?- spytałem powoli.
-500 kawałków!- krzyknął, opierając się o lade a my z Loganem wymieniliśmy się wzrokami- Kendall daj mi piwo bo zaraz nie wyrobie- popatrzył na mnie z taką miną że nawet nie musiał tego powtarzać ponieważ migiem podałem mu alkohol, otwierając go przy okazji. Ten chwycił za butelke i zaczął pić łyk za łykiem. My zaś dalej z Loganem wymienialiśmy się zdziwionymi wzrokami, patrząc od czasu do czasu jak James w minucie kończył butelke piwa.
-A skąd weżmie tyle kasy?- spytał nieśmiało Logan.
-Nie wiem!- wrzasnął- nie ode mnie. Ja jej powiedziałem że nie ma mowy! Podobno coś ma na koncie, będzie zostawała na noc w klubie jako Luxuria. Matko, a jak jeszcze będzie się puszczać?!- zaczął totalnie panikowac- Kendall daj jeszcze jedno!- krzyknął gdy już schylałem się do lodówki- albo nie! Daj wódke!- odparł gdy popatrzyłem na Logana a ten wzruszył rękami. Pomyślałem że jak się spije to przynajmniej się troche uciszy i pójdzie spać więc postawiłem na ladzie flaszke i sok- bez kieliszków- machnął ręką, wziął wódke, wypił z gwinta troche po czym popił sokiem. W tym momencie oby dwóćh nas rozwalił.
-Siemano kompania- do willi wszedł uśmiechnięty Carlos- co tam słychować?-
-Przynajmniej jemu się układa- popatrzylem na niego.
-Carlos!- krzyknął James- chcesz lampatra?! Oddam!-
-Yyy ...- jęknął latynos.
-Nie słuchaj go- machnął ręką Logan gdy nagle brunet zaczął się brechtać na całą wille.
-Hahaha Sylwia ma lamparta! Za 500 patyków! Hahahaha!- zaczął się śmiać gdy zwinnym krokiem go ominąłem i podszedłem do Logana.
-Zwariował- odparłem mu gdy ten dalej przyglądał się brunetowi z uwagą.
-Chłopaki!- niespodziewanie do naszego domu weszła Sylwia a mi aż serce staneło w gardle bo przypomniałem sobie że przecież za chwile nadejdzie ten moment w którym wybiore swoją ukochaną.
-Dama z łasiczką! Hahahaha!- zaczął się śmiać brunet przez co zaliczył piękną glebe.
-Pozbieramy go póżniej- machnął ręką Logan.
-W sumie pasuje ogarnąć go teraz bo ... mamy gościa- wskazała na drzwi przez które wszedł ...
-Marco?!- krzykneliśmy razem, zdziwieni jego obecnością.
-Marco?!- wydukał leżący na podłodze James- nie chcesz przypadkiem lamparta?!-
-Nie zwracaj na niego uwagi- machnąłem ręką- i czy tobie kompletnie odbiło?!- wrzasnąłem na Sylwie która patrzyła to na mnie to na Vegasa, którego miała w torbie.
-Nie czas na ogarnianie komu odbiło! Marco ma dla nas cenne informacje!- szybko zmieniła temat, wskazując na bruneta.
-To co, chcesz tego lamparta?- mruknął dalej leżąc na podłodze James- dorzucę ci też Sylwie- odparł gdy czerwona otworzyła usta ze zdziwienia.
-Zostaw już go - chwyciłem ją za ramie i kazałem usiąść.
-Właśnie mnie sprzedał!- odparła oburzona, gdy Marco wszedł nam w słowo.
-Ludzie, wiem gdzie jest Violette- rzekł gdy Logan aż podskoczył podbiegając do niego i siadając obok- w sumie wiedziałem o tym od kiedy uciekła od was-
-Wiedziałeś i nie pofatygowałeś się by nas poinformować?!- wrzasnął Henderson, chwytając go za koszule.
-Logan, uspokój że się- rozdzieliłem ich szybko, by przypadkiem nie doszło do bójki.
-Miałem związane ręce!- bronił się- uwierzcie mi że ona z bronią jest niebezpieczna! A nie raz mi już nią groziła!-
-Kendall! Jesteśmy!- usłyszałem dwa kobiece głosy i prawie że się załamałem. Przez tą chwile zapomniałem że przecież miałem wybrać! Nim tylko zdążyłem złapać powietrze, ujrzałem je wchodzące do willi.
-Dziewczyny nie mamy czasu! Marco przyszedł i wie gdzie jest Violette!- krzykneła Sylwia, gdy obie staneły i popatrzyły po sobie.
-Wiesz jakie są jej dalsze działania?- spytał Logan uspokajając się powoli.
-Dopłace ci- za Marciem pojawił się brunet tak strasznie zioniący alkoholem jak smok ogniem.
-Spadaj James- odepchnął go od niego Logan po czym ponowił pytanie.
-Eeh ... zabrałem jej plan działania- odparł, rzucając jakieś papiery na stół. Henderson szybko wszystko wyzbierał po czym zaczął to przeglądać. Nagle przy jednej z kartek zamarł, wpatrując się w nią jak w malowany obraz.
-I co tam jest?- spytał Pena, stając za nim.
-Ona chce zabić szefa mafii rosyjskiej- podniósł powoli głowe przerażony, wpatrując się w nas.






wtorek, 1 lipca 2014

ROZDZIAŁ 10 "UPARCI JAK OSŁY"

Hey ho moi kochani! :D I znów trochu czasu nie pisałam -.- Wakacje jak wakacje xd No blogger też musi je mieć :P Zwłaszcza jak ma najdłuższew swoim życiu :D A własnie: ZDAŁAM! :D Możecie być ze mnie dumni :3
No cóż kumpela przegrała zakład i wygrałam te płyty <3 Ale już się więcej o nic nie chce zakładać xd Szczerze to nie wiedziałam nawet że tyle rozdziałów napisałam xd

Pospamuje nowym blogiem o BTR! ---> bloguu  oraz blogiem mojej psiapsióły który na razie zaczyna z kariera blogerowiczki --> bloguu 
WELCOME! 

Marco watching you ...
Kolejny dzień minął a ja kolejną noc nie mogłem spać. Co z tego że jestem w mafii? Jestem dobrym człowiekiem! Po prostu nie mam się gdzie podziać. Mafia zabiła mi rodziców przez co nie mam do kogo iść. Mineło już sporo czasu a ja nawet nie pamiętam czy ktokolwiek z dalszej rodziny został przy życiu.
-Jakieś rozkazy od szefowej?- spytał jeden z wydziaranych kolesi.
-Cały czas ten sam- westchnąłem, rzucając okiem na papiery- i cały czas zastanawiam się czy nie zwariowała-
-Ona jest wariatką, więcej nie mogłaby zwariować- odparł mi po czym wrócił do pracy.
-Hm na pewno by się ucieszyła gdyby usłyszała jak się tu o niej mówi- szepnąłem do siebie po czym wstałem by rozprostować nogi. Było już grubo po północy a w siedzibie było jak na ulicy: istny korek. Aż zdziwiłem się że tyle osób w mafii zostało. Śledząc ich prace wszedłem na piętro i leciutko zapukałem do drzwi szefowej. Cisza. Wzruszyłem ramionami i powoli otworzyłem je. Choć wiem że zwariowała to jednak jest jedną z najbliższych osób które znam. Wkońcu spędziliśmy troche lat razem. Gdy byłem już w pokoju, ujżałem pasiastą rozłożoną na łóżku, trzymającą w ręku butelke po wódce- Oh Violette- szepnąłem sam do siebie wyciągając jej z ręki alkohol i postawiając gdzieś z dala od niej. W pewnym momencie poczułem jak łapie mnie za nadgarstek. Obróciłem głowe w jej strone gdy zobaczyłem jak otwiera oczy. Świeciły się jej tak jak wtedy gdy zamieniała się w lamparta. Przestraszył mnie troche ten widok jednak jej wzrok szybko złagodniał, widząc że to jednak ja.
-Czego chcesz- sykneła przez zęby.
-Chciałem sprawdzić co u ciebie- próbowałem ją uspokoić, jednak ta dalej trzymała mój nadgarstek.
-Nie potrzeba mi niańki- szepneła, zaciskając coraz mocniej ręke.
-Vai ... ał ... boli- mruknąłem gdy ta nagle pociągneła mnie do siebie po czym niespodziewanie zaczeła całować. Nie mam pojęcia co siedzi w jej głowie ale po ostatnich zdażeniach wiem że po prostu zgłupiała! A co najlepsze trzymała mnie w potrzasku i za skarby świata nie chciała puścić! Jeden pocałunek ciągnął drugi a przy okazji zaczeła mi ściągać jedno ubranie po drugim. Nie wiem jakim cudem wplotłem się w ten trans i powoli też zacząłem z niej ściągać obuwie. Nagle zrzuciła mnie z siebie na łóżko po czym przycisneła mnie do niego i dalej kontynuowała całowanie. Ciągnąłbym to dalej jednak coś przemkneło przez moje myśli gdy usłyszałem jedno imie które powtarzała między pocałunkami ... ‘Logan’. Oj nie kochana tak się nie będziemy bawić. Zrzuciłem ją z siebie na łóżko po czym ujżałem jak jej oczy powoli się zamykają i zasypia. Odetchnąłem z ulgą i wstałem, ubierając swoją bluzke. Trzeba było się nieżle otrząsnąć z tego zdażenia. Może i Vai teraz spała, a przynajmniej tak mi się zdawało, jednak ja wolałem być czujny więc po jej pokoju chodziłem na paluszkach. Miałem już wyjść gdy jednak coś na biurku przykóło moją uwage. Tak samo bezszelestnie jak wcześniej podszedłem do sterty kartek i zacząłem je przeglądać, jednak to co tam zobaczyłem przekraczało wszystkie możliwości- o kurde ...-

Sylwietta watching you ...
-Vegas!- wołałam go wchodząc do jednego z pokoj i rozglądając się za nim- Vegas! No chodz mały!- krzyknełam patrząc pod łóżkiem i w szafach jednak nigdzie go nie było. Zamykając lustrzane drzwiczki od szafy, zauważyłam jak łóżko za mną było puste. Posmutniałam. W końcu jestem w pokoju Vai. Odwróciłam się przodem do łóżka, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie moge uwierzyć że już któryś tydzień jej nie ma. Może i próbowałam nie okazywać tego że tak strasznie za nią tęsknie na zewnątrz, jednak wewnątrz mnie szalała rozpacz i pustka. Nikt mną nie rządził, nie krzyczał na mnie, nie popychał w kuchni, nie ciągnął za włosy, nie niszczył grzywki. Co z tego że grzywka mi się układa skoro nie ma mi jej kto niszczyć! Westchnełam i usiadłam na łóżku, delikatnie przejeżdzając po nim opuszkami palców.
-Zgubiłaś go?- wszedł do sąsiedniego pokoju James w ... samym ręczniku na biodrach.
-Eahm ...- jęknełam i szybko zmieniłam kierunek wzroku- mam nadzieje że to nie przez ciebie-
-Mnie? Ja się po prostu spokojnie kąpałem- wzruszył ramionami po czym kucną przy szafce i zaczął czegoś szukać. Nie żeby co ale ręcznik mu się lekko rozwiązywał ... Nawet nie chciałam na to patrzeć, po prostu wstałam i wyszłam z obu pokoj, udając się do misek zwierzyny.
-Chłopaki! Obiad!- zaczełam trząść nimi, gdy z pokoju wyleciał Radgool, Malinka a za nimi biegusiem truchtał Vegas- jest moja mała bestyjka- uśmiechnełam się, głaszcząc go.
-Teraz nie masz wyjścia, musisz im dać jeść- zaśmiał się James, przechodząc za mną i idąc do kuchni. Zmierzyłąm go wzrokiem po czym wziełam żarcie i wsypałam im do misek.
-O matko moje kości- usłyszałam bruneta jak zaczął się rozściągać i nawet nie myślałam o tym by zwrócić na niego wzrok. Od tego wybawił mnie dzwonek do drzwi. Migiem wstałam po czym otworzyłam je.
-Panna Sylwia Habińska?- zapytała mnie pomarszczona kobieta w średnim wieku, stojąca wraz z pewnie swoim mężem tak samo pomarszczonym jak ona.
-Tak ... a o co chodzi?-
-Ma pani coś co miało należeć do nas- odparła gdy migiem pożałowałam otwarcia tych drzwi.
-Eahm ... czyli?- udawałam że nie wiem o czym ona mówi.
-Jego- wskazała na Vegasa, który akurat plątał się pod moimi nogami. Wziełam go szybko na ręce nie myśląc nawet by go puścić.
-O państwo po lamparta?- otworzył szerzej drzwi James z wielkim uśmiechem. Ci zaś troche byli zdziwieni widokiem, ponieważ brunet dalej miał na sobie tylko i wyłącznie ręcznik.
-Ty się idz ubierz- waknełam do niego.
-Nie teraz słonko- odparł mi- zapakować czy podać na wynos?-
-Zaraz ja cię podam na wynos- szepnełam- nie oddam go wam! Nie w takie ręce!-
-Kochana, zapłaciliśmy za niego i jest nasz- odparła mi spokojnie kobieta.
- ... ile chcecie?- zaczełam- 10.000, 20.000?-
-Oszalałaś?- wtrącił się James gdy ci zaczeli się śmiać.
-Co, za dużo?- podnioslam brew.
-Chyba raczej za mało- odparł ze śmiechem mężczyzna- mamy wszystkie jego papiery, mamy jego dowód, pozwolenie na trzymanie dużego zwierzęcia oraz karte zdrowia- zaczął wyliczać- i mamy to oddać za takie krocie?-
-50.000- palnełam gdy brunet złapał się za głowe.
-Kochanie dostałaś chyba udaru-
-Gdzie, w domu? – krzyknełam do niego gdy prawowici właściciele lamparta dalej mieli skwaszone miny- 100.000?-
-Sylwia!- krzyknął brunet dostający prawie że kociokwiku.
-500.000 i koniec wyliczania- odparła ostatecznie kobieta gdy James rozdziabił się tak jakby ktoś walnął go w klejnoty. Na myśl o tej kwocie sama bym się rozdziabiła, jednak nie chciałam dac po sobie znać że nie stać mnie na to.
-Stoi- kiwnełam głową gdy James ... zemdlał- ten już leży- wzruszyłąm ramionami- rozumiem że będziecie dalej w tym cyrku?-
-Oczywiście milejdi- kiwnął głową mężczyzna.
-Mogłabym na raty? Nie mam tak wielkiej kwoty przy sobie- poprosiłam przynajmniej o to.
-Niech ci będzie- kiwneła głową kobieta- będziemy mieli za co ogarnąć nasz cyrk- uśmiechnełą się- będziemy tu jeszcze z 3 miesiące, do tej pory przynieś nam pieniądze- odparła a ja kiwnełam głową-gdy dasz całą kwote, oddami ci papiery-
-To do zobaczenia- uśmiechnął się mężczyzna po czym wrócili do swojej siedziby.
-Dowidzenia!- krzyknełam za nimi, postawiając Vegasa i ciągnąc leżącego na podłodze Jamesa. Gdy tylko zamknełam drzwi, brunet się ocknął i stanął na równe nogi.
-Ty!- krzyknął do mnie a ja olałam go i poszłam do swojego pokoju- ty nawet nie wiem w co się wpakowałaś!-
-James uspokój się!- krzyknełam, łapiąc za komórke- ci ludzie są mili, dali mi 3 miesiące i moge płacić w ratach. Mam troche kasy na koncie, przy okazji będe pracować dłużej jako Luxuria i się uzbiera- wytłumaczyłam mu wykręcając numer do mojego szefa.
-Słucham?-
-Niech pan jej nie słucha! Moja dziewczyna oszalała!- krzyknął James gdy ja pacnełam się w głowe.
-Twój chłopak Sylwia?-

-Co? Nie nie, nie znam kolesia- zasmiałam się- niech pan wybaczy na chwilke- odparłam mu po czym kopnełam Jamesa w klejnoty i wyszłam z pokoju kontynuując rozmowe. Sam się prosił o darmową kastracje! Pokaże mu że dam rade tyle uzbierać i to bez jego pomocy.