Hey ho moi kochani! :D I znów trochu czasu nie pisałam -.- Wakacje jak wakacje xd No blogger też musi je mieć :P Zwłaszcza jak ma najdłuższew swoim życiu :D A własnie: ZDAŁAM! :D Możecie być ze mnie dumni :3
No cóż kumpela przegrała zakład i wygrałam te płyty <3 Ale już się więcej o nic nie chce zakładać xd Szczerze to nie wiedziałam nawet że tyle rozdziałów napisałam xd
Pospamuje nowym blogiem o BTR! ---> bloguu oraz blogiem mojej psiapsióły który na razie zaczyna z kariera blogerowiczki --> bloguu
WELCOME!
Marco watching you ...
No cóż kumpela przegrała zakład i wygrałam te płyty <3 Ale już się więcej o nic nie chce zakładać xd Szczerze to nie wiedziałam nawet że tyle rozdziałów napisałam xd
Pospamuje nowym blogiem o BTR! ---> bloguu oraz blogiem mojej psiapsióły który na razie zaczyna z kariera blogerowiczki --> bloguu
WELCOME!
Marco watching you ...
Kolejny
dzień minął a ja kolejną noc nie mogłem spać. Co z tego że
jestem w mafii? Jestem dobrym człowiekiem! Po prostu nie mam się
gdzie podziać. Mafia zabiła mi rodziców przez co nie mam do kogo
iść. Mineło już sporo czasu a ja nawet nie pamiętam czy
ktokolwiek z dalszej rodziny został przy życiu.
-Jakieś
rozkazy od szefowej?- spytał jeden z wydziaranych kolesi.
-Cały
czas ten sam- westchnąłem, rzucając okiem na papiery- i cały
czas zastanawiam się czy nie zwariowała-
-Ona
jest wariatką, więcej nie mogłaby zwariować- odparł mi po czym
wrócił do pracy.
-Hm
na pewno by się ucieszyła gdyby usłyszała jak się tu o niej
mówi- szepnąłem do siebie po czym wstałem by rozprostować nogi.
Było już grubo po północy a w siedzibie było jak na ulicy: istny
korek. Aż zdziwiłem się że tyle osób w mafii zostało. Śledząc
ich prace wszedłem na piętro i leciutko zapukałem do drzwi
szefowej. Cisza. Wzruszyłem ramionami i powoli otworzyłem je. Choć
wiem że zwariowała to jednak jest jedną z najbliższych osób
które znam. Wkońcu spędziliśmy troche lat razem. Gdy byłem już
w pokoju, ujżałem pasiastą rozłożoną na łóżku, trzymającą
w ręku butelke po wódce- Oh Violette- szepnąłem sam do siebie
wyciągając jej z ręki alkohol i postawiając gdzieś z dala od
niej. W pewnym momencie poczułem jak łapie mnie za nadgarstek.
Obróciłem głowe w jej strone gdy zobaczyłem jak otwiera oczy.
Świeciły się jej tak jak wtedy gdy zamieniała się w lamparta.
Przestraszył mnie troche ten widok jednak jej wzrok szybko
złagodniał, widząc że to jednak ja.
-Czego
chcesz- sykneła przez zęby.
-Chciałem
sprawdzić co u ciebie- próbowałem ją uspokoić, jednak ta dalej
trzymała mój nadgarstek.
-Nie
potrzeba mi niańki- szepneła, zaciskając coraz mocniej ręke.
-Vai
... ał ... boli- mruknąłem gdy ta nagle pociągneła mnie do
siebie po czym niespodziewanie zaczeła całować. Nie mam pojęcia
co siedzi w jej głowie ale po ostatnich zdażeniach wiem że po
prostu zgłupiała! A co najlepsze trzymała mnie w potrzasku i za
skarby świata nie chciała puścić! Jeden pocałunek ciągnął
drugi a przy okazji zaczeła mi ściągać jedno ubranie po drugim.
Nie wiem jakim cudem wplotłem się w ten trans i powoli też
zacząłem z niej ściągać obuwie. Nagle zrzuciła mnie z siebie na
łóżko po czym przycisneła mnie do niego i dalej kontynuowała
całowanie. Ciągnąłbym to dalej jednak coś przemkneło przez moje
myśli gdy usłyszałem jedno imie które powtarzała między
pocałunkami ... ‘Logan’. Oj nie kochana tak się nie będziemy
bawić. Zrzuciłem ją z siebie na łóżko po czym ujżałem jak jej
oczy powoli się zamykają i zasypia. Odetchnąłem z ulgą i
wstałem, ubierając swoją bluzke. Trzeba było się nieżle
otrząsnąć z tego zdażenia. Może i Vai teraz spała, a
przynajmniej tak mi się zdawało, jednak ja wolałem być czujny
więc po jej pokoju chodziłem na paluszkach. Miałem już wyjść
gdy jednak coś na biurku przykóło moją uwage. Tak samo
bezszelestnie jak wcześniej podszedłem do sterty kartek i zacząłem
je przeglądać, jednak to co tam zobaczyłem przekraczało wszystkie
możliwości- o kurde ...-
Sylwietta
watching you ...
-Vegas!-
wołałam go wchodząc do jednego z pokoj i rozglądając się za
nim- Vegas! No chodz mały!- krzyknełam patrząc pod łóżkiem i w
szafach jednak nigdzie go nie było. Zamykając lustrzane drzwiczki
od szafy, zauważyłam jak łóżko za mną było puste.
Posmutniałam. W końcu jestem w pokoju Vai. Odwróciłam się
przodem do łóżka, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie moge
uwierzyć że już któryś tydzień jej nie ma. Może i próbowałam
nie okazywać tego że tak strasznie za nią tęsknie na zewnątrz,
jednak wewnątrz mnie szalała rozpacz i pustka. Nikt mną nie
rządził, nie krzyczał na mnie, nie popychał w kuchni, nie ciągnął
za włosy, nie niszczył grzywki. Co z tego że grzywka mi się
układa skoro nie ma mi jej kto niszczyć! Westchnełam i usiadłam
na łóżku, delikatnie przejeżdzając po nim opuszkami palców.
-Zgubiłaś
go?- wszedł do sąsiedniego pokoju James w ... samym ręczniku na
biodrach.
-Eahm
...- jęknełam i szybko zmieniłam kierunek wzroku- mam nadzieje że
to nie przez ciebie-
-Mnie?
Ja się po prostu spokojnie kąpałem- wzruszył ramionami po czym
kucną przy szafce i zaczął czegoś szukać. Nie żeby co ale
ręcznik mu się lekko rozwiązywał ... Nawet nie chciałam na to
patrzeć, po prostu wstałam i wyszłam z obu pokoj, udając się do
misek zwierzyny.
-Chłopaki!
Obiad!- zaczełam trząść nimi, gdy z pokoju wyleciał Radgool,
Malinka a za nimi biegusiem truchtał Vegas- jest moja mała
bestyjka- uśmiechnełam się, głaszcząc go.
-Teraz
nie masz wyjścia, musisz im dać jeść- zaśmiał się James,
przechodząc za mną i idąc do kuchni. Zmierzyłąm go wzrokiem po
czym wziełam żarcie i wsypałam im do misek.
-O
matko moje kości- usłyszałam bruneta jak zaczął się rozściągać
i nawet nie myślałam o tym by zwrócić na niego wzrok. Od tego
wybawił mnie dzwonek do drzwi. Migiem wstałam po czym otworzyłam
je.
-Panna
Sylwia Habińska?- zapytała mnie pomarszczona kobieta w średnim
wieku, stojąca wraz z pewnie swoim mężem tak samo pomarszczonym
jak ona.
-Tak
... a o co chodzi?-
-Ma
pani coś co miało należeć do nas- odparła gdy migiem pożałowałam
otwarcia tych drzwi.
-Eahm
... czyli?- udawałam że nie wiem o czym ona mówi.
-Jego-
wskazała na Vegasa, który akurat plątał się pod moimi nogami.
Wziełam go szybko na ręce nie myśląc nawet by go puścić.
-O
państwo po lamparta?- otworzył szerzej drzwi James z wielkim
uśmiechem. Ci zaś troche byli zdziwieni widokiem, ponieważ brunet
dalej miał na sobie tylko i wyłącznie ręcznik.
-Ty
się idz ubierz- waknełam do niego.
-Nie
teraz słonko- odparł mi- zapakować czy podać na wynos?-
-Zaraz
ja cię podam na wynos- szepnełam- nie oddam go wam! Nie w takie
ręce!-
-Kochana,
zapłaciliśmy za niego i jest nasz- odparła mi spokojnie kobieta.
-
... ile chcecie?- zaczełam- 10.000, 20.000?-
-Oszalałaś?-
wtrącił się James gdy ci zaczeli się śmiać.
-Co,
za dużo?- podnioslam brew.
-Chyba
raczej za mało- odparł ze śmiechem mężczyzna- mamy wszystkie
jego papiery, mamy jego dowód, pozwolenie na trzymanie dużego
zwierzęcia oraz karte zdrowia- zaczął wyliczać- i mamy to oddać
za takie krocie?-
-50.000-
palnełam gdy brunet złapał się za głowe.
-Kochanie
dostałaś chyba udaru-
-Gdzie,
w domu? – krzyknełam do niego gdy prawowici właściciele lamparta
dalej mieli skwaszone miny- 100.000?-
-Sylwia!-
krzyknął brunet dostający prawie że kociokwiku.
-500.000
i koniec wyliczania- odparła ostatecznie kobieta gdy James
rozdziabił się tak jakby ktoś walnął go w klejnoty. Na myśl o
tej kwocie sama bym się rozdziabiła, jednak nie chciałam dac po
sobie znać że nie stać mnie na to.
-Stoi-
kiwnełam głową gdy James ... zemdlał- ten już leży- wzruszyłąm
ramionami- rozumiem że będziecie dalej w tym cyrku?-
-Oczywiście
milejdi- kiwnął głową mężczyzna.
-Mogłabym
na raty? Nie mam tak wielkiej kwoty przy sobie- poprosiłam
przynajmniej o to.
-Niech
ci będzie- kiwneła głową kobieta- będziemy mieli za co ogarnąć
nasz cyrk- uśmiechnełą się- będziemy tu jeszcze z 3 miesiące,
do tej pory przynieś nam pieniądze- odparła a ja kiwnełam
głową-gdy dasz całą kwote, oddami ci papiery-
-To
do zobaczenia- uśmiechnął się mężczyzna po czym wrócili do
swojej siedziby.
-Dowidzenia!-
krzyknełam za nimi, postawiając Vegasa i ciągnąc leżącego na
podłodze Jamesa. Gdy tylko zamknełam drzwi, brunet się ocknął i
stanął na równe nogi.
-Ty!-
krzyknął do mnie a ja olałam go i poszłam do swojego pokoju- ty
nawet nie wiem w co się wpakowałaś!-
-James
uspokój się!- krzyknełam, łapiąc za komórke- ci ludzie są
mili, dali mi 3 miesiące i moge płacić w ratach. Mam troche kasy
na koncie, przy okazji będe pracować dłużej jako Luxuria i się
uzbiera- wytłumaczyłam mu wykręcając numer do mojego szefa.
-Słucham?-
-Niech
pan jej nie słucha! Moja dziewczyna oszalała!- krzyknął James gdy
ja pacnełam się w głowe.
-Twój
chłopak Sylwia?-
-Co?
Nie nie, nie znam kolesia- zasmiałam się- niech pan wybaczy na
chwilke- odparłam mu po czym kopnełam Jamesa w klejnoty i wyszłam
z pokoju kontynuując rozmowe. Sam się prosił o darmową kastracje!
Pokaże mu że dam rade tyle uzbierać i to bez jego pomocy.