iii kolejna część kryminału ;D taka se ale mam nadzieje że ujdzie xD aa ja już we Włoszech jestem po męczącej podróży iiiii ... wifiii :D łoleleleleee :D ale się stęskniłam za rodzicami ^^ no nic to zaprasssszam ;D
Violette
watching you ...
las …
drzewa … ciemność … i ból ...czułam i widziałam to wszystko.
Kaganiec zdołał zrobić mi już dość spore rany na pysku a łapy
ledwo prowadziły mnie do przodu. Od czasu do czasu jeden z mafiosów
dawal mi do wąchania jakąś kamizelke bym po zapachu doprowadziła
ich do celu. Gościa szukają już od ponad 5 lat i wreszcie
dowiedzieli się że chowa się gdzieś w tym lesie. Tym człowiekiem
jest nasz były doradca szefa oraz mój dobry kumpel Marco. Kiedy
uciekłam, on zrobił to samo … mnie odnależli jednak jego jeszcze
nie … do tego tym razem jestem zmuszona by go wydać …
-mam
nadzieje że nie prowadzisz nas w buraki Goldie- warknął Riccardo,
ciągnąc mnie za smycz. Pisnełam z bólu a on tylko się zaśmiał
… człowiek bez uczuć. Nie odpowiedziałam tylko człapałam
dalej, mając nadzieje że to po prostu zły sen … co ja mówie …
koszmar!
Sylwietta
watching you …
-Harold !!
Harold!!!- krzykneliśmy, wpadając szybko do siedziby.
-chwila!-
szepnął, mając kilkanaście telefonów w ręce- mówiłem panu
żeby powoli pić ten wywar! Eeh … po 5 dniach … nie czytał pan
etykietki? … trzeba było przeczytać! … moja wina że nie chce
pan być wężem przez tyle dni? … dobrze … proszę przyjść,
damy antidotum …-
-co za
ludzie chcą być wężami?- spytała Pat.
-raczej
kto normalny nie czyta etykietek i jeszcze do tego z eliksirów?!-
dodałam.
-pewnie ci
sami nienormalni ludzie co chcą być wężami-rozwikłał nasze
wątpliwości James.
-eahm
dobra jestem- powiedział Harold podchodząc do nas gdy nagle
zadzwonił telefon- ooooh skarbie odbierz proszę! Mam gości!-
krzyknął po czym zobaczyliśmy jak Leshawna przyszła do pokoju.
-siema
cukiereczki!- pomachała nam po czym odebrała.
-a więc w
czym problem?- spytał Harold.
-kto
kupuje wywar by zmienić się w węża?!- spytała zdziwiona Pat.
- eee nooo
… jest Halloween a ludzie chcą zaszaleć więc kupują przedziwne
rzeczy … ostatnio gośc kupił eliksir pająka … radze na razie
nie zabijać pająków ...-
-okeeey
...- szepneła Pati
-pomóż
nam!! porwali mi kuzynke, Logan nam zniknął i nie wiemy co się z
nią dzieje i w ogóle … nic!!- krzyknełam przestraszona- do tego
znalazłam w szafie Logana spluwe … a jeśli on miał coś
wspólnego z tym wszystkim?- byłam bliska płaczu … James to
wyczuł i szybko mnie przytulił.
-nie
mieszajcie w to Logana! On nic nie zrobił! Eeeh ...- odparł.
-chwila …
ty coś wiesz?- zapytała go Pat.
-no tak
...- wziął głęboki oddech- ja wiem nawet więcej od was! np. to
że Vai jest lampartem-
-coooo?!!?-
krzykneliśmy razem.
-no
normalnie! Sama wam wytłumaczy o co chodzi-
-a … jak
możemy się dowiedzieć co się z nią dzieje?- zapytał Carlos.
-hmm …
kto na ochotnika?- odparł po chwili dumania Harold.
-ja!!-
zerwała się Pat- nie wiem o co chodzi ale chętnie moge-
-dobra …
to jest wywar który pozwala ci widzieć przyszłość ...-zaczął
Harold.
-o jak
super! Będe medium!!- pisneła uradowana brunetka.
-iii też
jest pakiet czytania w myślach- dodał.
-o kurde
kurde! Dawaj!- wzieła szybko po czym pochłoneła wywar.
-nie …
tak szybko- szepnął- eeh … dałem ci do tego ten stały …
musisz być taka zachłanna?-
-ale nic
mi nie wyrośnie nie?- zapytała przestraszona brunetka.
-chyba nie
...- popatrzył na etykietke a Pat zrobiła wielkie oczy- a więc …
jeśli chcesz komuś czytnąć w myślach, wystarczy że przymróżysz
oczy i popatrzysz drugiemu prosto w oczy po czym usłyszysz co on
myśli-
-jak
super!- podskoczyła- czekaj … wypróbuje to ...- poruszała
brwiami po czym skierowała wzrok na Jamesa- … boże!! nigdy
więcej!!- zakryła oczy a ja dziwnie się na niego popatrzyłam.
- … no
co?- spytał zdziwiony.
-Sylwia
współczuje ci ...- szepneła do mnie a ja podniosłam brew
zdziwiona.
-ja się
chyba domyślam o co chodzi- kiwnełam głową i spojrzałam na
zakłopotanego bruneta.
-dobra
ludzie, skupcie się ...- popstrykał palcami Harold- Pat, wypróbuj
teraz medium-
-odnajdz
mi Vai!- krzyknełam.
-chwila
no! Nie popędzać mnie- uspokajała nas Pat po czym zamkneła oczy-
widze ja … jest w lesie! … jacyś ludzie trzymają ją na smyczy
… ma kaganiec … jest wykończona ...- kiedy to powiedziała do
oczu zebrały mi się łzy. Wtuliłam się szybko do Jamesa i
zaczełam płakać … dlaczego oni jej to robią?!
-spokojnie
Sylwuś ...- mocno mnie przytulił brunet i próbował uspokojć.
- …
widze jakiś budynek … tam chyba jest ich cel …- szepneła Pat.
-trzeba ją
jakoś ratować!- krzyknął Carlos.
-nie!
Czekaj!! ...- uspokoiła go Pat- … chyba ktoś zrobi to za nas ...-
Angel
watching you …
-schyl tą
głowe-
-no
schylam już, spokojnie- odparł mi blondyn, siedząc na kanapie.
-boli
bardzo?- zapytałam, opatrując mu rane.
-nie …
jesteś bardzo delikatna- uśmiechnął się po czym popatrzył mi
głęboko w oczy.
-staram
się ...- szepnełam po czym poczułam jak pociągnął mnie na swoje
kolana- no i powiedz jak ja mam trafić w rane teraz- popatrzyłam na
niego dziwnie.
-Angel …
przepraszam cię że byłem taki chamski w stosunku do ciebie … że
cię unikałem i czasami też krzyczałem ale ja z tej rozpaczy na
serio zacząłem sobie jakieś bzdury wymyślać … przepraszam …
cholernie mi głupio … chciałbym spróbować jeszcze raz ale ...-
nie dałam mu skończyć ponieważ wtopiłam w niego swoje usta i
zaczełam namiętnie całowac. Po prostu nie mogłam się powstrzymać
… te jego zielone głębokie oczy … hipnotyzowały mnie za każdym
razem kiedy na mnie patrzył … delikatnie mnie objał i
odwzajemniał każdy mój pocałunek. Nie mogliśmy się od siebie
oderwać … subtelnym ruchem głaskałam jego rane na głowie tak by
go jak najmniej bolała … po chwili oderwaliśmy się od siebie i
zaczeliśmy się w siebie wpatrywać .
- więc …
mówiłeś coś?- uśmiechnełam się i delikatnie musnełam jego
usta.
- w sumie
… to już nic- uśmiechął się do mnie- czyli … jesteśmy
razem?-
- ja
jestem za- zaśmiałam się a on wraz ze mną.
-dzięki
że jesteś ...- szepnął mi i pocałował w policzek. Wtuliłam się
w niego po czym przypomniałam sobie że nadal mam worek lodu w ręce
- dobra
Kend, dość tego dobrego. Muszę ci jeszcze główke ponaprawiać-
cmoknełam go znowu po czym klęknełam przy nim i kontynuowałam
opatrywanie jego rany.
-mój mały
aniołek- uśmiechnął się a ja pocałowałam go w główke.
-twój
mały aniołek się tobą zajmie- pomasowałam go po ramieniu po czym
zajełam się swoją robotą.
Violette
watching you …
- a więc
Goldie? Daleko jeszcze?- spytał mnie Riccardo, szarpiąc za smycz,
kiedy zatrzymaliśmy się na pewnym wzgóżu i było widać panorame
lasu.
-już …
niedaleko ...- warknełam, próbując coś dostrzedz przez łzawiące
oczy.
-mam
nadzieje …- mruknął- to w którą strone?- zapytał, mierząc we
mnie spluwą …
- w … w
prawo … -szepnełam po czym poczułam mocne szarpnięcie. Ledwo
podniosłam się z ziemi i kontynuowałam poszukiwanie … wiedziałam
gdzie on jest ale nie chciałam zdradzać jego miejsca … jednak
wiem że jeśli tym razem zawiode to oni mnie boleśnie wytorturują
po czym znów wykorzystają … u nich tak to działa … poza tym
oni tak szybko nie popuszczają … a przynajmniej nie Riccardo …
za dobrze go znam … stanełam … nie miałam siły dalej iść …
pysku już prawie nie czułam a smycz uwierała mnie już wszędzie …
gruchnełam o ziemie ledwo żywa i ciężko oddychając popatrzyłam
na niego … niech mnie już dobije to będe miała spokój ...- ty
diable wcielony …!!-
- wiem i
dziękuje – uśmiechnął się do mnie po czym kopnął mnie w
brzuch- chociaż byłem doradcą tego głupka to i tak faworyzował
ciebie … bo co bo jesteś zwierzyną?! Co ty takiego w sobie masz
coo?! Ale teraz cię wykończe i wreszcie znikniesz mi z oczu ...-
zaśmiał się po czym gwałtownie pociągnął mnie do góry za
smycz- a więc gdzie jest Marco?- szepnął mi przez zęby, trzymając
mnie w powietrzu. Poczułam kłócie w brzuchu i już nie umiałam
wytrzymać …
-yyh ...-
warknełam a on gwałtownie mnie puścił na ziemie tak że spadłam
z hukiem. Ryknełam z bólu a on znowu obdarował mnie kopem w
brzuch- za lasem jest dom ...-szepnełam nie wytrzymując już bólu-
nie kop ...- wbiłam pazury w ziemie i z błagającym wzrokiem
popatrzyłam na niego. Ale czego ja się mogłam spodziewać po
człowieku bez uczuć? Zaśmiał się cwaniacko i złapał mnie za
kaganiec tak że jeszcze bardziej wpijał mi się w pysk. Po futerku
zaczeły mi płynąć łzy rozpaczy …
-dobrze
młoda … zobaczymy czy to prawda- kiwnął cwaniacko głową po
czym obwiązał drzewo smyczą i postawił koło mnie jakieś
pudełeczko- teraz pójdziemy tam, zostawiając tu ciebie … jeśli
go tam nie ma to przejdziesz takie tortury o których nigdy nie
zapomnisz … ale jeśli tam jest … to nie będziesz nam już
potrzebna- wyszczerzył się i poklepał mnie po głowie … teraz
wiem że to już koniec … wiem co chcą zrobić … jeśli on tam
jest to zdetonują bombe i wtedy … bum …
Pati
watching you …
z
zamkniętymi oczami śledziłam losy Vai które, jak na razie, nie
przynosiły nic dobrego …
-i co z
nią?- zapytała troskliwie Sylwia.
-eeh jest
źle ...- mruknełam i otworzyłam oczy- jest cała poobijana i
obolała … a kaganiec chyba jej wrósł do pyska ...- szepnełam a
Sylwia zakryła usta dłonią po czym wtuliła się w Jamesa.
-przygotuje
coś na gojenie ran- wtrącił się Harold wybierając jakieś
składniki do wywaru.
-przeżyje?-
zapytał James, głaszcząc czerwoną po włosach.
- … musi
przeżyć- odparłam po czym skierowałam oczy na Jamesa.
Oj
kochanie nie płacz. Kiedy to się skończy to cię pięknie pociesze
^^ hehe you know what i mean … xD
-James!-
krzyknełam a ten przestraszony popatrzył na mnie – weż się
ogarnij!-
-to nie
czytaj!- warknął a Sylwia wytarła łezke i popatrzyła na niego.
-nie chce
wiedzieć ...- oznajmiła czewona.
Dałabym
wszystko żeby znowu Vai zobaczyć … nie chce żeby jej zabrakło …
-ja też
nie chce- westchnełam
- … mi
też nie czytaj- zasłoniła sobie oczy dziewczyna i wtuliła w
bruneta.
-ej!
Dostałam taką super moc i chce się nią nacieszyć- założyłam
ręke na ręke, wpatrując się w nich.
- oo jaaaa
a co ten eliksir robi?- węszył po pułkach ciekawy Carlos.
-ten
akurat robi rude włosy- odparł Harold, nadal szukający składników.
- uu
supeeer ^^- otworzył eliksir i zaczął go wąchać.
-nie mamy
jeszcze na to antidotum więc zostały by ci rude włosy … na
zawsze- dodał Harold.
-yy … to
ja podziękuje- zamknął powoli eliksir.
-z tego co
słyszałem rudzi są fałszywi- wtrącił się James.
-ale nie
Carlosik ^^- dodałam i popatrzyłam latynosowi w oczy.
Broni
mnie aww ^^ Boże jaka ona jest słodka i śliczna … i zgrabna …
i w ogóle taka mrr … eeehh … dobra znowu się rozmarzam …
Carlos zachowaj powage bo się domyśli …
-też cię
kocham Carlos x3- wtuliłam się w niego a ten lekko zdziwiony
odwzajemnił uścisk.
-yyyh!!-
krzyknełam po czym szybko oderwałam się od niego.
-co … co
się stało Pat?- próbował mnie uspokoić Carlos.
-boże …
ma przechlapane ...- szepnełam po czym nadal śledziłam losy naszej
lampardzicy.
-co z
nią?!- zapytała szybko Sylwia.
-powiedzmy
że jest w pułapce … chwila … o kurde!!- złapałam się za
głowe.
-no mów!-
krzykneli wszyscy.
-nie moge
… chwila … to … Harold!- krzyknełam do niego strasząc go
niechcący i powodując że upuścił wszystko co miał w ręce- ee
sory …-
-uwaga!
Nie dotykać tego!!- stanął między nami, kiedy spostrzegł że
jedna fiolka się stłukła a zawartość rozlała się po podłodze-
jeśli ktoś na to nadepnie to wyłysieje!- krzyknął a wszyscy
staneliśmy jak wryci.
- i że
niby eliksir do łysienia ma uleczyć rany?- spytałam, stojąc bez
ruchu.
-ten
eliksir ma w sobie kwas który usuwa rany z ciała, zmieszany z
jeszcze jednym wywarem powoduje natychmiastowe gojenie ran. Troche
bolesne ale da się przeżyć- wytłumaczył nam Harold.
-ahaaa-
kiwneła głową Sylwia. Migiem grupa sprzątająca weszła w maskach
i z mopem i szybko wytarła z podłogi maż, wlewając wszystko do
wiaderka. -żeby u nas w szkole tak sprzatali- zaśmiała się.
-błagam,
tylko nic nie dotyka ...- nie ukończył zdania bo usłyszeliśmy
dziwne puff i co się okazało? Carlos …
-boże
Carlos jest chomikiem!- krzykneła Sylwia, podchodząc do siedzącego
chomika na stoliku.
-ooo jaki
malusieńkiii!! *O*- pisnełam po czym wziełam go na ręce.
-hehehe
ale superr ^^- usłyszałam wysoki głosik Carlosa po czym zaczełam
piszczeć jeszcze raz, tuląc go.
-czyli mam
zrobić też antidotum dla Carlosa- westchnął Harold po czym
położył wszystkie składniki na ladzie i zaczął sporządzać
wywar.
-nie
wypłace się przez was! Wiecie ile te eliksiry kosztują?- szepneła
Sylwia po czym westchneła-chwila … wracając do tego co zaczełaś
mówić … kto tam był?- spytała zmieniając szybko temat.
- to jest
dziwne ...- szepnełam, kładąc Carlosa na ramieniu- bo to ...-