Kochani Fani :))

OGŁOSZENIA :D

Prosze czytac,klikac, i komentowac :)) :DDD PS: jesli chodzi o spamy to mi nie przeszkadzaja ... ;))) A jesli beda to blogi ciekawe i godne uwagi to dodam je do moich zajefajnych blogaskòw ;DDD

NIE LUBICIE - NIE KOMENTUJCIE - proste u.u

mòwie juz ze mieszkam we Wloszech i nie jestem niewiadomo jak poprawna z polskiego wiec za bledy przepraszam.

Pytania zadajcie w komentarzach a ja będe wam próbowała wytłumaczyć w postach w których skomentowaliście:)

Kiedy pojawiają się nowi aktorzy, dodaje ich i w rozdziale i na stronie czyli w "bohaterowie" (znajdziecie na stronach) :D

DOBREJ ZABAWYY!!

piątek, 31 sierpnia 2012

załamka

krótko i na temat ... jestem załamana bo mój netbook po raz 3 się spiepszył od kwietnia ... wszystkie moje rozdziały na przód, oprócz kilku, poszły się za przeproszeniem je**ć .... tyle się na nich namęczyłam a tu wystarczyło chwilke i puff ... nic nie ma ... załamka ... sama nie wiem co z tym blogiem zrobić ... z jednej strony chciałabym kontynuować a z drugiej strony chciałabym zacząć nowy blog i opko o BTR w których brałyby udział ja, Vai, Ang i Pati ... wgl nie wiem co robic ... pomocyy T___T kazda rada i podpowiedz jest mile widziana ...

wtorek, 28 sierpnia 2012

ROZDZIAł XXXV „ZOSTAJESZ U NAS!”

noo ^^ siemano ;D publikuje to wcześniej bo za tydzień szkoła, hurra -.- , wiec postanowiłam że w tym tygodniu opublikuje więcej rozdziałów :) poza tym już mam je napisane więc następny będzie pewnie niedługo :) już nie przynudzam i mam nadzieje że nie zaśniecie ;D !!

Logan watching you ...
- No Looogan, prosze cię-  nudził mi Carlos już od ponad pòł godziny.
-nie Carlos, robie coś- mruknąłem już wykończony, pròbując w końcu wymienić tą żaròwke w kuchni.
-prooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooosze- aż uklęknął przed drabiną na ktòrej stałem i pròbował mnie tym przekonać.
-Carlos- westchnąłem- jak dasz mi wkręcić żaròwke to pomyśle-oznajmiłem i wreszcie wziąłem się do pracy.
-dzięki dzięki dzięki!- ucieszył się Carlos i objął drabine.
-Carlos! Opanuj się!- krzyknąłem, omało nie spadając z drabiny- zabieram cię tylko do zoo, człowieku! Ile ty masz lat!- zapytałem.
-seść^^- powiedział jak dziecko po czym uśmiechnął się do mnie, nadal ściskając drabine.
-przyznaj się, co ci dała Vai?-
-nic- wystawił mi język- po prostu lubie zoo – wyszczerzył się jeszcze bardziej do mnie.
-zaczynam w ciebie wątpić Carlito- zaśmiałem się po czym zszedłem z drabiny- no! Powina działać!- ledwo zaświeciłem światło a już usłyszałem „trzask”! no i ... poszła -.-
-no ... jego mać!- wrzasnąłem wściekły.
-uuu ... rozzłościł się- mruknął po chwili Carlos, patrząc na mnie.
- no troche ... to już 7 żaròwka w tym tygodniu! Grr!- warknąłem.
-oj tam, da się świece i będzie git- uśmiechnął się do mnie Carlito.
-masz dzisiaj strasznie dobry nastròj ... co znowu zbroiłeś?!- zapytałem podejrzliwy.
-czy człowiek już nie może być szczęśliwy?- zapytał uśmiechając się jeszcze bardziej.
-nie no ... możesz- odparłem- to co ... idziemy do tego zoo?- zapytałem już zrezygnowany. Niech sobie sami zakładają te żaròwki xD
-no jahaa ^^- aż podskoczył Carlos. Czasami myśle czy się cofa w rozwoju ...  po chwili wyszliśmy już z villi i udaliśmy się do zoo. Nie ma to jak spotkać Hendersona i Pene w zoo. Ciekawe nie? xD będziemy autografy zwierzętą dawać xD może są fanami ^^ nie wiadomo ;D
-uuuh patrz jakie słodkie małpki!!- krzyknął nagle Carlos, wskazując na kilka małp bawiących się na drzewach.
-oo twoja rodzina?- popatrzyłem na niego i zacząłem się śmiać. On szybko spoważniał i spojrzał na mnie.
-a myślałem że  twoja- powiedział. Po chwili oby dwoje wybuchliśmy śmiechem.-odbija nam xD-
-tobie, nie mi- odparłem wskazując na niego.  Kilka minut pòżniej byliśmy przy żyrafach a Carlos, jak jakiś tragaż, targał ze sobą z 5 korndogòw, wate cukrową, popcorn i cole. Chyba jest głodny ...
-Carlos ...- popatrzyłem na niego kiwając głową z dezaprobatą- wygląda jakbyś tydzień nic nie jadł-
-co?- patrzy  po sobie- a nie nie. To nie moje- wskazuje na jakąś rodzinke ktòra robiła sobie zdjęcie- to ich. Ja im tylko trzymam- uśmiechnął się szeroko.
-ahaa ...- mruknąłem kiwając powoli głową. Po chwili rodzinka podeszła do Carlosa i zabrała wszystko co ich.
-eej- mruknął po chwili, kiedy już oddał im wszystko- ale ja miałem korndoga!- słysząc jego oburzony głos, parschnąłem śmiechem.
-no chodz już, kupie ci jeszcze jednego- poklepałem go po plecach i zaczeliśmy iść w strone krokodyli. W pewnej chwili jednak ujżałem znajome włosy, ponieważ stała tyłem do mnie i przyglądała się jakiemuś wybiegowi. Po chwili zrobiłem małą przyczajke koło stoiska z popcornem i pròbowałem podsłuchać co ona tam mruczała. Zobaczyłem że był to wybieg lampartòw śnieżnych.
-eeh jak można nazwać cię Ciapek -.- co za głupie imie- mòwiła dziewczyna do jednego z małych lampartòw , ktòry akurat siedział na przeciwko niej za ogrodzeniem- nazwe cię jakoś po ludzku i będzie gitez majonez ^^- uśmiechneła się do niego i zaczeła go wołać.
-co ona wyprawia ...- mruknąłem sam do siebie.
-co robisz?- zapytał mnie nagle Carlos. Ja aż podskoczyłem bo byłem tak zamyślony że nawet go nie zauważyłem.
-Carlos!- krzyknąłem do niego, łapiąc się ledwo żywy za serce- ty mnie więcej tak nie strasz bo będziesz sam chodził do zoo-
-pseplasam- powiedział jak dziecko i mrugnął kilka razy do mnie.
-czy ty coś brałeś?!-
-moja wina że jestem szczęśliwy ^^-
-niech zgadne ... widziałeś Pati ...- on tylko odwròcił wzrok ze śmiechem- Pati jest w zoo tak?-
-no ...- zaśmiał się bardziej i aż podskoczył kilka razy.
-i wszystko jasne- kiwnąłem głową. Po chwili on też popatrzył na dziewczyne ktòra stała przy lampartach.
-Vai?- zapytał.
-no Vai- kiwnąłem głową.
-co ona tu robi?-
-a bo ja wiem ... rozmawia z lampartem- zaśmiałem się.
-odwala już jej- po chwili kogoś spostrzegł i aż zabłysły my oczy- mogiee ^^- popatrzył na mnie. Ja rozglądnąłem się i zobaczyłem jego lube.
-no leć leć- oznajmiłem a on w mniej niż w pòł sekundy wyparował i znalazł się koło Pati. Uśmiechnąłem się i  popatrzyłem na Vai. James mi mòwił że coś dziwnego się stało kiedy byli w SGWG, ale co to już mi nie powiedział bo sam nie wiedział ...
-zobaczysz mały, będziesz kiedyś mòj ... mòj mały ... hmmm ... Vegas ^^- oznajmiła, pomachała mu i poszła dalej. No nie ... jak ona już prześwięci jakieś zwierze to już jest jej ... no ale chyba lamparta z zoo nie ukradnie ... nie?
Kendall watching you...
... mineły dwa dni odkąd widziałem się ostatni raz z Sadie. Tak troszeczke mi jej brakowało ... dosłownie tak troszeczke że myślałem o niej co chwile.
-hej Kendall!- wykrzyknął nagle do mnie James – co się stało?- usiadł przy mnie na kanapie.
-niee nic ... po prostu ... nie widziałem Sadie od przedwczoraj i ... troche za nią tęsknie-
-szczerze? Nie przejmuj się. Kiedy będzie miała czas to zadzwoni-
-taa ty to masz dobrze, rąbnąłeś mi kumpele i teraz pròbujesz mnie pocieszać- odparłem
-rąbnąłem? Ja? To raczej ty jej nie chciałeś. Poza tym ona ostatnio ma trudny okres-
-niby jaki?- zapytałem zdziwiony. Nagle, bez pukania, wchodzi Vai do naszego domu smutna.
-eahm znowu zajęty?- zapytał James a ona pokręciła głową na „tak” – no to idziemy na basem- podszedł do niej i dał jej serie buziakòw w policzek.
-te! Przypominam że jest zajęta- wskazałem na nią
-ładnie mi zajęta, skoro jej chłopak nie ma dla niej czasu- odparł James. Niezrozumiale podniosłem brew.
-nom ...- kiwneła głową Vai- albo nagrywa płyty albo jeździ na kilkudniowe trasy-
-a ty, żeby mu dopiec, flirtujesz z James? –zapytałem
-nie flirtuje- wykrzywiła się- po prostu nie mam się gdzie podziać- chwyciła go za ręke i zaciągneła na dwòr do basenu.
-a nie ma u ciebie dziewczyn? A twoje siorki? A rodzice? A twoj kumple z TP? Nie mòw mi że wszyscy zajęci i plączesz się wtedy u nas!- krzyknąłem jej
-pfff- wystawiła mi język i zajeła się ... nie wiem czym ale w każdym razie była na dworze. Kilka godzin pòżniej ... okazało się że przez cały czas James i Vai bawili się, wkładając do butelek z colą, miętòwki. Zurzyli chyba z 2 paczki miętòwek i 5 butelek coli. Jasne, świetna zabawa ale oczywiście ja musze za to płacić bo w końcu tylko ja mam najwięcej oszczędnośći
-tooo Violette!- zagadałem ją, kiedy usiadła na kanapie z Jamesem- ujawnij nam, kogo lubisz najbardziej:mnie czy Jamesa?-
-eahm mam powiedzieć ktòry jest moim ulubionym z BTR?- zapytała
-nom- kiwnąłem głową.
-eah ...-zaczeła się jąkać- nie powiem- wstała i poszła do kuchni po kurczaczki.
-taa? A ja ci nie dam kurczaczkòw!- wstał razem z nią James
-oho zaczyna się ...- mruknąłem pod nosem. Wiedziałem że jak akcja zaczyna się toczyć między Jamesem a Violette to dobrze się to nie skończy ... wolałem iść do swojego pokoju ... zrobiło się już pòżno więc postanowiłem położyć się spać. Nagle, jednak, od tej myśli oderwał mnie jakiś łomot w okno. Otworzyłem go i wychyliłem się.
-hej Kendall!-szepneła do mnie dziewczyna.
-Sadie!- krzyknąłem uradowany a potem szybko pròbowałem się uspokoić i  wyciszyć – Sadie! Czemu nie dzwoniłaś! Martwiłem się-
-słuchaj, wielkie sory ... możemy pogadać?-
-jasne, tylko zejde- już miałem zamiar zejść do niej, kiedy jednak ona mnie zatrzymała.
-czekaj nie! Ja do ciebie wejde!- (onajmiam że miałem pokòj na piętrze) szybko wzieła rozbieg i weszła na drzewo, a z niego wskoczyła przez okno, robiąc podwòjne salto w powietrzu jak Logan.
-wow!- zamurowało mnie xD
-nie mòwiłam ci że byłam cheerleaderką z Katie? – uśmiechneła się do mnie
-nie ...- kiwnąłem głową, nadal patrząc na nią z podziwem.
-to teraz mòwie- uśmiechneła się- wtedy jeszcze nie byłam taka zgrabna ... i czasami przychodzą mi te odpały, ktòre miałam kiedyś ... jeju jaki ty masz super pokòj!- pisneła i podskoczyła. Szybko jednak zakryła usta- sorki ... o te odpały mi chodziło ...-
-spokojnie ... teraz siadaj i mòw co się stało- pociągnąłem ją za ręke i usiedliśmy na łòżku.
-słuchaj ... no ... Justin przypomniał sobie o jakiejś głupiej sesji fotograficznej, ktòra miała odbyć się ze mną ... miało to być w Australii. Niestety przegapiliśmy to ... jednak ja i tak nie miałam zamiaru fotografować się z nim ... problem w tym że za to dawali kupe kasy ...-
-ile?- zapytałem cicho.
-50.000 $- odparła – niestety nie dostaliśmy tej forsy ... Justin nie wybaczył mi tego że z nim nie poszłam ... chciał ode mnie te pieniądze- popatrzyłem na nią- bo groził mi że może tobie coś zrobić ...-
-mnie?- zapytałem zdziwiony- a niby za co?! ... z takimi rzeczami idzie się na policje-
-a niby co mu zrobią? Posiedzi kilka miesięcy a potem może nas przeŚladować za głupią kase-
-i co zrobiłaś?-
-no dałam mu ją ... pożyczyłam z banku 49.500 $ a z zakupòw ktòre z tobą zrobiłam wyszło mi akurat 500 $ ... pewnie wtedy żle przeliczyłam ...-
-zaraz ... to ... dałaś mu te kase?! I zakupy?! ... nawet tą fajną sukienke?- spojrzałem na nią błagalnymi oczami a ona kiwneła głową na „tak”- nie możesz tak!-
-musiałam! ... żeby spłacić dług, będe musiała znaleźć jakąś prace ... wynajełam mòj apartament i teraz ... no nie przemyślałam tego do końca bo nie mam gdzie mieszkać ... – oparła swoją głowe o ręce – jestem kompletnie załamana-
-i ciesze się że akurat do mnie przyszłaś- oświadczyłem- bo ten oto pokòj to twòj chwilowy dom- uśmiechnąłem się.
-zaraz ... chcesz żeby tu zamieszkała?- zapytała zdziwiona.
-nie chce tylko musisz! To rozkaz!-kiwnąłem głową – i nie chce słyszeć sprzeciwòw-
-Kendall ... na pewno?- zapytała mnie Sadie.
-na pewno- powiedziałem stanowczo. Nagle dosłownie rzuciła się na mnie i objeła z całej siły.
-dziękuje ci! Ratujesz mnie!- szepneła – będe musiała zacząć prace ... i zapomnieć o szkole- westchneła-
-niby dlaczego?-
-bo nie mam kasy na zapis do szkoły-
-nie będziesz przez tego pacana nie chodziła do szkoły! Ja ci to funduje- już chciała coś powiedzieć- i nie ma sprzeciwu! Twoje torby są na dole?- znowu chciała coś powiedzieć- no to ide po nie!- szybko wyszedłem z pokoju by nie słyszeć już więcej sprzeciwòw Sadie. Szybko zszedłem na dòł i chwyciłem walizki- no nie ludzie! Tylko nie tutaj!- patrzyłem na Jamesa i Violette, ktòrzy ubzdurali sobie że też w domu będą się bawić w małych chemikòw- a tak w nawiasie mòwiąc: Sadie u nas zamieszka na jakiś czas więc bądzcie grzeczni!- i szybko czmychnąłem do gòry.
-Sadie?- usłyszałem głos Jamesa ale nie chciało mi się do niego wracać.
-no prosze!- postawiłem jej torby – oddaje ci łòżko, ja będe spał na podłodze-
-weż przestań! Już za dużo dla mnie zrobiłeś. Nie moge się na to zgodzić-
-a ja tak! Czytałem że spanie na podłodze prostuje plecy, a tak na marginesie to Violette by się takie coś przydało- zaśmiała się- no! Jutro ciężki dzień! Szukamy ci pracy, ja wpłacam kase na szkołe a pòżniej zabieram cię na gofra- chciała coś powiedzieć- e e! I nie ma że boli- uśmiechnąłem się do niej a ona pokręciła głową z uśmiechem. Wiem, robie dla niej zbyt wiele ale po prostu nie moge się jej oprzeć ...


niedziela, 26 sierpnia 2012

ROZDZIAł XXXIV „TO SKOMPLIKOWANE ... ”


 
 zanim przejdziemy do rzdz, co mi wyszedl nawet dlugi xD chcialabym zareklamowac dwa blogi o BTR ^^
 http://z-zycia-wziete-p-s.blogspot.com/
 http://love-or-not-hmm.blogspot.com/
Noah watching you...
Był piękny słoneczny dzień I wreszcie skończyłem te masakryczne pròby ... no còż, sam tego chciałem. Żwawym krokiem zbliżałem się do domu mojej kochanej wariatki. Gdy zapukałem, otworzyła mi wyżej wymieniona osòbka. Była pewnie w trakcie konwersacji z Gwen.
-... i wiesz, ja nie rozumiem jak można być taką ********** szmatą, po prostu  ****** na miejscu!- otworzyla mi drzwi, mòwiąc te słowa do Gwen.
-eee ... cześc słońce?- popatrzyłem na nią dziwnie.
-o cześć Noah- pocałowała mnie i pociągneła do środka. Widać że była lekko wkurzona.
-czy coś się stało?- zapytałem, siadając przy stole.
-no stało się stało ... nie widzisz jaka wkurzona?- oznajmiła mi Gwen, pokazując na Vai.
-no właśnie widze ... jechała taką piękną łaciną że nawet kierowca tira by się zlęk.
-przepraszam ale stało się coś paskudnego w szkole- powiedziała Vai, siadając mi na kolanach.
-znowu cię wylali?- zapytałem z uśmiechem.
-to nie jest śmiesze- warkneła- i nie, spròbowaliby tylko-
-no to co się stało?- zapytałem, tulą ją do siebie.
-a bo ... długa historia- machneła ręką.
-skoro tak to mi opowiesz po drodze-
-ee... po drodze do czego?- zapytała patrząc na mnie.
-nie do czego tylko do kogo. Chce cię zaprowadzić do znajomych- podniosłem tajemniczo brew.
-tylko się przebiore i wypsikam grzywke- zeszła z moich kolan i pobiegła do łazienki.
- ... wypsikać grzywke?- dezorient. Popatrzylem zdziwiony na Gwen.
-no ułożyć grzywke noo ... nie bądz taki niekumaty- zaśmiała się. Kilka chwil pòżniej, kiedy Vai już sobie „wypsikała” grzywke, ruszyliśmy, z Gwen, w strone naszego celu.
-no więc ... o co znowu poszło?- zapytałem po chwili.
-eeeh- Vai wzieła głeboki wdech- no còż ... wszystko się zaczeło od przerwy ... wiesz że jak usłysze dzwonek to albo zasypiam na ławce, albo wytryskuje z klasy i aż do końca lekcji mnie nie widać i słychać. Tym razem jednak kimłam na ławce. Kiedy otworzyłam oko, zobaczyłam Victorie i Eithana ktòrzy się miziali pod ścianą. To już się robiło nudne ... co przerwe tam stawali i robili zawsze to samo ... domyśl się co ... ale bez skojarzeń xD
-Violette, Noah nie ma takich skojarzeń jak ty- wtrąciła się po chwili Gwen.
-cii daj mi opowiedzieć- mrukneła Vai i kontynuowała swoją opowiastke ... a więc, po kilku chwilach lizania się, przeszli koło nich Dennis i Jagoda. Den, już po raz ktòryś, obròcił się do niej. Ja wiedziałam od razu że pała zazdrością a Victoria robi wszystko żeby tak właśnie było. Tym razem jednak nie było tak wesoło ...
-Dennis! Przestań w końcu się na nią co chwile patrzeć!- krzykneła nagle Jagoda, trzepiąc Dennisa w ramie.
-no ale ... ja tylko ...- jęknął Den.
-co ty? Co tylko?- zapytała go JD.
-skarbeńku ^^- zaczeła Victoria, kierując swòj wzrok do Eithana- mògłbyś przez chwile nas zostawić samych? Może ... pòjdziesz do Patricka co? chyba nadal szpanuje swoimi szpiegowskimi słuchawkami- zaśmiała się cicho Victoria, jeżdząc palcem po jego koszuli.
-ja...jasne- uśmiechnął się do niej Eight. Jakie uśmiechnął? Wyszczerzył ... że  o matko boska- co tylko chcesz kròlewno <3- serduszka się posypała po czym poszedł do Patricka, ktòry stał na końcu klasy, koło tablicy, i demonstrował wszystkich swoje badziewie. Miał to od kilku tygodni ale nadal nimi szpanował -.-
-ja nie moge jacy ludzie mogą być naiwni- mruknełam po chwili- przez tą babe, Eith mnie nie znosi, a Berryego olewa jak ta lala. Super!- wzruszylam rękami i klapłam na ławke, przymykając oczy.
-Dennis! Co się tak na nią patrzysz!!- krzykneła Jagoda. Tak, to była ona. Niby spokojna ale krzyczeć to potrafi ...- skoro ją wolisz to po co z nią zerwałeś!- warkneła i po chwili usłyszałem tupot jej stòp. Szybko otworzyłam oczy i zobaczylam że jej już nie ma. Na polu walki zostali tylko Dennis i Victoria.
-dobra ... o co ci chodzi ?- zapytał już zdenerwowany Dennis.
-mi? ... o nic- uśmiechneła się do niego Vic i przygryzła warge.
-oho coś się kroj- zaczął się huśtać na krześle Styles.
-no jaha- rzuciłam i jak dwaj głupole wpatrywaliśmy się w tą scenke.
-no popatrz, ustawiasz częstotliwośc i już słyszył głosy- powiedział Patrick, grzebiąc coś przy słuchawkach.
-jak nie zobacze to nie uwierze- odparł Eithan, przyglądając się mu.
-święty Tomasz się znalazł- wystawił mu język i dał mu słuchawki a Eight je założył ... domyślam się że, po jego pòżniejszej minie, tą rozmowe baardzo dokładnie słyszał ...
-dobra co ty ode mnie chcesz?!- zapytał oburzony Dennis.
-ja? Nic ... -oparła się cwaniacko o ściane Victoria.
-jakto nic?! Ja widze jak na mnie patrzysz, kiedy przechodze, i zawsze jak mnie widzisz to coraz bardziej się kleisz do Eithana i w ogòle ...- nagle przystopował i tak jakby go olśniło- ty chcesz żebym był zazdrosny o ciebie?- Vic tylko westchneła ze śmiechem i wywròciła oczami-o to ci chodzi! Chcesz mnie znowu zdobyć! Dlatego odprawiasz ten cyrk z Eithanem, co nie?!- chwycił ją za ręke i zaczął szeptać, tak że słyszeliśmy ledwo ledwo. Wyglądaliśmy jak para durniòw, nadsłuchujących prywatne rozmowy  i nie mająca własnego życia towarzyskiego ...
-a myślałem że jesteś głupszy- zaśmiała się Vic- ale jednak ... tak masz racje ... rozgryzłeś mnie ... ja nadal cię kocham i chciałam żebyś był o mnie zazdrosny, tak samo jak ja jestem zazdrosna o Jagode- powiedziała po chwili.
-czyli że ... wykorzystałaś Eithana?!- popatrzył na nią niedowierzanie Den.
-pff tego frajera? Jasne że tak!- odparła Vic.
-że co?!- krzyknął Eith, ściągając słuchawki ... teraz mam pewność że Patrick ma racje ... da się przez nie szpiegować ...- Victoria ...- podszedł do niej załamany- powiedz że to nieprawda ...- widziałam to ... miał już łzy w oczach.
-eeh Eithan Eithan Eithan ... tak to prawda. Wykorzystałam cię bo bylam zazdrosna o Dennisa- kiwneła głową Vic.
-idiotka! Jest zimna jak lòd!- warknełam zajadając chipsy.
-mogłabyśmi nie podbierać chipsòw?- zapytał, patrząc na mnie, Harry.
-należą mi się, po tym jak twoja dziewczyna omało mnie nie zdirectionowała- wystawiłam mu język.
-mhm ... apetyt ci wròcił jak pomyślałaś o hardkorze?- podniòsł cwaniacko brew Harry a ja wziełam paczke i założyłam mu ją gwałtownie na głowe- ... a jednak- zaśmiał się.
-jesteś niemożliwy!- trzepnełam go do tego xD- nie było żadnych hardkoròw! Wrr!-
- ale ... ale jakto ...przecież ... ja ... ja cię kocham ... dlaczego Vic- momentalnie łzy zaczeły mu spływać po policzku- dlaczego akurat mnie ... wykorzystałaś- po czym uciekł. Bez zastanowienia się , pobiegłam w strone Eithana, a za mną pobiegł też Berry. Znaleźliśmy go na schodach prowadzących do kotłowni. Od razu zaczeliśmy go tulić.
-Eithan ...- szepnełam do niego.
-jesteśmy z tobą- szepnął Berry.
-prze ... przepraszam was ... mieliście racje ...- otarł łzy- ja ... ja was tak potraktowałem ... a wy ... przyszliście mi z pomocą ... dziękuje wam, jesteście najlepsi- po czym jeszcze bardziej go przytuliliśmy.
-nie gniewamy się- odparliśmy ròwno z Berrym.
- Eight!- usłyszałam głos Jagody ktòra biegła w naszą strone.
-Jagoda, zaczekaj- Den chwycił ją za ręke i przycisnął do muru- przepraszam cię ... ona ... ona robiła mi na złość. Chciała nas rozdzielić. Przepraszam kochanie <3- mòwił do niej, kiedy ona miała odwròcony wzrok.
-eeh upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu menda- mruknełam pod nosem.
-kochanie, skarbie, słońce przepraszam- pròbował zwròcić jej uwage, ale ona nadal wpatrywała się gdzie indziej- Jagòdko ...-
-za uchem!- szepnełam do niego i wskazałam na nią. On kiwną głową i zaczął ją drapać za uchem xD widziałam że jej się to spodobało ... ^^
-Den ... weeż ... nie jestem ... kotem- zaśmiała się po chwili JD, łapiąc jego ręke i wreszcie patrząc na niego- masz mi tak więcej nie robić-
-obiecuje ci kochanie- złożył należną przysięgę po czym ją pocałował.
-Tiaa mogli się obśliniać w innym miejscu, bo akurat koło mnie był gościu świeżo po zerwaniu ... ale dobrze że nie zauważył- dokończyła po chwili Vai.
-hardckore?- zapytałem zdziwiony, podnosząc brew.
-mi się wydaje że od tego momentu już cię nie słuchał- oznajmiła Gwen.
-nie no ... słuchałem ... ale- popatrzyłem na pasemkową z podejrzliwą miną.
-Harry sobie ubzdurał i tak się teraz ze mnie naśmiewa ... trudno go zrozumieć- kiwneła głową i się we mnie wtuliła- yyh zabije tą ...- nie ukończyła zdania, ponieważ ja szybko zakryłem jej usta.
-nie szalej bo ci pòżniej ksiądz rozgrzeszenia nie da- oznajmiłem i odsłoniłem jej usta.
-za pòżno- zaśmiała się Gwen a Vai wystawiła jej język.
-dobra, to tutaj- oznajmiłem po chwili, kiedy staneliśmy przed wielkim szarym budynkiem.
-„Stop Ghost Welcome Ghost"- firma odstraszająca monstrum oraz przemieniająca w monstrum”- przeczytała na głos Gwen- hę?-
-nie czytacie gazet?przecież tu pracują nasi!-tłumaczyłem ich.
-ee ...- jęknała niepewnie Vai- nasi?-
-eeh zaraz zobaczycie- odparłem i weszliśmy razem do środka. Budynek był wielki, a raczej ta fabryka. Dziewczyny rozglądały się po niej zaciekawione. Było mase pracownikòw, w kolorowych maska, ktòrzy coś przerabiali w wielkich kotłach. W pewnej chwili jeden z nich wpadł do niego.
-eeeh uwaga, prosze wszystkich członkòw SGWG o wyciągnięcie pechowego Tylera z płynu do przemiany w węża!- usłyszeliśmy jakiś kobiecy głos przez megafon i w mig reszta robotnikòw wyciągneła tego Tylera z kotła.
-Tyler??!- krzykneły zdziwione Vai i Gwen, patrząc na niego, ktòry był cały w mazi.
-tak- zaśmiałem się- dorabia sobie tutaj –
-nie dorabiam tylko nie chce widzieć tych smarkòw- mruknął maziasty człowiek i poszedł się ogarnąć do innej Sali.
-o ja- zaśmiała się Vai.
-chodzmy, to jeszcze nie tu- popchałem ich delikatnie do jednego pomieszczenia i zamknąłem drzwi. To było biuro głòwne SGWG. Przed nami było wielkie biurko, na ktòrym stało kilkanaście telefonòw. Cały pokòj był wyplakatowany  jakimiś stworami, na pòłkach stało z kilkaset ròżnokolorowych eliksiròw a za szybą widniały maski z filmu „Ghost Busters”.
-wooow- mrukneła Vai, rozglądając się po biurze.
-tak tak, na pewno wyślemy zamòwienie do jutra- oznajmił koleś , wchodzący do pokoju i siadający na krześle za biurkiem- tak! Na pewno! Dowidzenia!- odłożył słuchawke- eeh ci ludzie ...- popatrzył na nas- Noah! Vai! Gwen!- wstał szybko i podbiegł do nas.
-Harold!! :D- ucieszyły się dziewczyny i przytuliły go.
-to wszystko twoje?- zapytała Gwen.
-nasze- poprawił ją Harold.
-ile razy mam powtarzać że nie bierze się tego w tak wielkiej dawce! Jeśli chciał pan na dwa dni to mòwiła, dwie łyźki! Nie dwie chochle! Eeh ... teraz niech pan nie wychodzi z domu ... sam chciał pan być smokiem więc pan ma! Eeh ... dobrze, dostarczymy panu odtrutke, dowidzenia- odłożyła słuchawke i popatrzyła na nas- ooo laski moje!-
-Leshawnaa!!- wrzasneły i ją przytuliły.
-noo moje cukiereczki- uściskała je.
-to wasze? Serio?- zapytała Gwen.
-nom, to nasz biznes ^^ pogromcy monstrum ;D oraz teź zamieniamy innych w monstrum- zaśmiała się- usiądzcie kochani- wskazała na fotele po czym rozsiedliśmy się w nich.
-czyli że ... robicie z ludzi monstrum?- zapytała Gwen. Vai tak jakby się ockneła. Była taka nieobecna od chwili kiedy weszliśmy do budynku.
-coś nie tak skarbie?!- szepnąłem do niej.
-nie ... wszystko gra- mrukneła Vai.
-hahaha nie gadaj !- usłyszeliśmy Johanna, a pòżniej zobaczyliśmy ją, jak wchodziła do biura razem z Jamesem.
- no gadam ... i wtedy ... o Vai!- pomachał jej grzywacz.
-hejjj! ;D- odmachała mu bardziej uradowana już Vai.
-a ten co tu robi?- zapytalem, wskazujac na Jamesa.
-JAmes?- zapytal Harold- to mòj kumpel!- przybili zòlwika.
-ahaaa- mruknela Vai z usmiechem
-ostatnio przyszła nam nowa maszyna do rozpoznawania czy ktos jest monstrum czy nie- oznajmił Harold, przybliżając się do maszyny.
-dlaczego od razu monstrum? – zapytała Vai.
-no bo ... to jest groźne. Są takie przypadki gdzie przez wiele lat człowiek miał tego monstrum w środku ... a pòżniej ta bestia stawała się coraz groźniejsza i opanowywała całego człowieka- zaczął tłumaczyć Harold. Popatrzylem przez chwile na Vai i zastanawiałem się czy ona przypadkiem czegoś nie ukrywa ... no ale co miałaby mieć wspòlnego z tym wszystkim?
- moge po jednym waszym wlosie?- zapytał po chwili Harold.
-chcesz sprawdzic czy jesteśmy normalni?- zaśmiała się Gwen.
-tak jakby- kiwnął głową.
-ja to załatwie ^^- uśmiechneła się Johanna i po chwili powyrywała każdemu z osobna jednego włosa. Było słychać tylko „ał” „ej!” „boli” „czesałem je” ... domyślcie się kogo były ostatnie słowa xD
-dzięki- wziął od niej włosy Harold i dał do maszyny. Po chwili były już wyniki.
-i co? kto tu jest nienormalny?- zaśmiał się James patrząc na Vai.
-udław się grzebyczkiem!- wywaliła mu jęzor Vai. Doobra Vai ^^
-są wyniki ... wszyscy jesteście normalni ale ... hmmm ... Vai ... ty ...- zająkał się w pewnej chwili Harold.
-nie!- wstała szybko Vai- to znaczy ... eahm ...  chodz!- warkneła Vai i pociągneła gdzieś Harolda.
-nie zazdrosny że Vai go ciągnie gdzieś na zaplecze?- podniòsł cwaniacko brew James.
-skoro puszczam ją do was to dlaczego miałbym się bać o Harolda- odparłem.
-ja ide lepiej zobaczyć o co chodzi- oznajmiła Leshawna i poszła za nimi. Co się mogło stać? Nie mam pojęcia ... mam tylko nadzieje że to nic złego ...
nic nadzwyczajnego ale zawsze jest xD obiecuje ze sie poprawiee ^^ POZDROO ;D